Kiedy
Peter opuścił dom, Zina wróciła do swojego pokoju. Od razu udała się do
sypialni i spod łóżka wyciągnęła dużych rozmiarów walizkę. Na pozór walizka
wyglądała jak każda inna. Była kolorowa, przyozdobiona w rysunki kwiatów.
Normalna walizka dla normalnej nastolatki. Nikt nie pomyślałby, że w środku
znajduje się coś innego niż zwykłe ubrania. W tej właśnie walizce przewiozła
swój strój do Nowego Yorku. Chociaż bała się kontroli na lotnisku, to nikt
specjalnie nie interesował się pasażerami prywatnego samolotu OsCorp. Czy stało
się tak dlatego, że ktoś się postarał o ten brak zainteresowania, dziewczyna
nie wiedziała i wolała nie wnikać.
Otworzyła
walizkę i ostrożnie wyjęła z niej części swojego stroju. Na ubiór składały się
spodnie, bluzka, maska z kapturem i buty. Wszystko zaprojektowane było tak,
żeby nadawało się do łatwego przewożenia i szybkiego założenia. Patrząc na sam
kostium nikt by nie pomyślał, że całość wyposażona została w niezwykle
zaawansowany komputer i całą masę gadżetów.
Ten
strój otrzymała w paczce w dniu swoich trzynastych urodzin. W środku przesyłki,
poza strojem, znajdował się krótki liścik.
To ostatnie
dzieło Twojej matki
Nazywa się Anima.
Niech
dobrze Ci służy
Pozdrawiam,
CC.
Zachowała
strój i liścik. Wcześniej nie miała okazji do tego, żeby go założyć. Uważała,
że nie jest jeszcze gotowa na to, żeby stać się Animą. Kiedy jednak przyjechała
do Nowego Yorku wiedziała, że oto nadszedł czas dla niej i tego stroju.
Kiedy
włożyła go po raz pierwszy przeżyła prawdziwy szok. Okazało się, że Anima to
nie tylko strój. To niemalże żywa istota mieszkająca w jego wnętrzu.
Zaawansowany komputer pokładowy panował nad wszystkimi systemami i potrafił się
komunikować.
Od
swojego przybycia do nowego Yorku Zina nosiła go w każdym możliwym momencie,
badając jego możliwości. Kiedy mogła w końcu wykorzystać go w trakcie swojej
pierwszej konfrontacji ze Spider – Manem była gotowa.
Naprawdę
nie sądziła, że odnalezienie Pająka będzie tak łatwe. Nastawiała się na
szukanie przez długie miesiące i zmierzenie się z dużą ilością martwych tropów.
Tymczasem Pajęczak sam wpadł w jej ręce. I bardzo się z tego cieszyła.
Skrycie
podziwiała osiągnięcia Petera. Odkąd zaczął działać w Nowym Yorku i zrobiło się
o nim głośno, śledziła wszystkie informacje na jego temat. Oglądała filmy,
czytała artykuły i przeglądała wiadomości. Chciała go odnaleźć i się go niego
przyłączyć. Wiedziała, że się nadaje do tego.
Kiedy
zegar zaczął wskazywać pół do dziesiątej, zrzuciła swoje ubranie i zaczęła
zakładać kostium. Chwilę po założeniu materiał przylegał do jej ciała niczym
druga skóra. To był jeden z powodów, dla których cieszyła się, że jest taka
mała. Jej kobieca próżność sprawiała, że nie chciała, żeby ktokolwiek zobaczył
ją w tym stroju, jeśli miałaby za dużo ciałka tu i ówdzie.
Kiedy
założyła na twarz maskę, ekrany zamontowane przed oczami uruchomiły się.
Kolejne wiersze poleceń systemu przewinęły się po nich, by w końcu zacząć
pracować właściwie.
-
Witaj, Animo – powiedział cichy głos wprost do jej ucha.
-
Witaj, Animo – odpowiedziała tym samym.
Wiedziała,
że to było głupie przyjmować dla siebie pseudonim, którym jej matka określiła
strój. Z jakiegoś powodu nie mogła sobie jednak tego darować.
Wymknęła
się przez okno na szeroki, zewnętrzy parapet. Zamknęła za sobą przejście na
tyle, na ile to było możliwe od zewnętrznej strony.
Od
płaskiego dachu kamienicy dzieliła ją odległość około dwóch metrów.
-
Dasz radę – szepnął w jej ucho uspokajający głos.
-
Wiem, wiem.
Skoczyła
w górę i zawisła na moment w powietrzu. Później zaczęła unosić się w górę. Tę
sztuczkę miała opanowaną do perfekcji. Lewitowanie nie było proste i
pochłaniało zbyt dużo energii by mogła swobodnie latać tak długo, jak to było
konieczne. Jeśli jednak chodziło o pokonywanie krótkich dystansów sprawdzało
się to znakomicie.
Miękko
wylądowała na dachu i rozejrzała się w około.
Peter,
ubrany w swój strój, czekał na nią dokładnie tak, jak umówili się wcześniej.
-
Cześć. Jesteście na linii?
-
Taaa….
Podeszła
do chłopaka, który uważnie się jej przyglądał. Wcześniej nie miał okazji
dokładnie przyjrzeć się kostiumowi. Był za bardzo skupiony na tym, co się
działo. Teraz patrzył na dziewczynę. Komputer pokładowy jego stroju głośno
krzyczał za każdym razem, kiedy wyłapał obecność innych systemów pokładowych w
kostiumie Ziny.
-
Anima, nawiąż połączenie – rzuciła.
-
Wyszukano obcy komputer dodatkowo połączenie telefoniczne z użytkownikiem Ned
Cho. Połączyć?
-
Pozwolenie?
-
Pozwolenie wydane.
-
Połącz
- No
i co się dzieje? – Do uszu Ziny dobiegł zniecierpliwiony głos Neda.
-
Siemanko, Ned. Jak tam dzień minął? Nie zmachałeś się za bardzo na tym
kickboxingu?
-
Zina! Słyszysz mnie?
-
Jej komputer połączył się z naszą rozmową. Tak będzie łatwiej – włączył się w
tę rozmowę Peter.
-
Och, no jasne. Jak coś możecie się wyciszyć. Wydajcie polecenie, żeby wasze
mikrofony włączały się na połączeniu w momencie, kiedy wywołacie mnie po
imieniu. Będzie wygodniej. Nie muszę wszystkiego słuchać.
-
Super. W sumie możemy ustalić też, że komputery będą zapewniać łączność, gdy
będziemy poza zasięgiem swojego wzajemnego głosu.
-
Dobra – zgodziła się Zina. – To co robimy?
-
Udało nam się znaleźć opuszczone magazyny na wybrzeżu. Możemy się tam udać i
poćwiczyć. Pokażesz mi co potrafisz. Jutro zastanowimy się nad jakimś planem
działania.
-
Dobra. Tylko musisz mi pomóc się tam dostać – wyjaśniła od razu. – Niestety
lewitacja sprawia się tylko na krótkich dystansach. Daleko nie pociągnę.
Peter
milczał przez chwilę.
-
Dobra, to wskakuj – rzucił w jej stronę, odwracając się go niej plecami.
-
Czy tylko ja uważam, że to odrobinę niezręczne?
-
Masz lepszy pomysł?
-
Nie, chyba nie – przyznała po chwili zastanowienia.
Podeszła
do chłopaka. Ten przykucnął lekko, żeby ułatwić jej zadanie. Objęła go za szyję
i podskoczywszy lekko, objęła nogami w pasie.
-
Tylko mnie nie zgub – poprosiła. – Nie chcę być zmuszona sprawdzać, czy jestem
się w stanie wyratować po upadku z takiej wysokości.
-
Postaram się.
Z
uczepioną Ziną na plecach podszedł do brzegu dachu. Na początku sądził, że
będzie mu ciężko, jednak dziewczyna okazała się być zadziwiająco lekka i prawie
nie odczuwał jej ciężaru. Chociaż świadomość bliskości jej ciała była
faktycznie mocno krępująca. Przez moment zaczął się nad tym zastanawiać i zdał
sobie sprawę, że nigdy nie był tak blisko żadnej dziewczyny.
Pokręcił
głową, jakby chciał od siebie odgonić napływ natrętnych myśli, po czym skoczył.
Bujali
się na kolejnych sieciach wystrzelanych przez Petera. Zina miała ochotę
krzyczeć. Nie dlatego, że się bała. Raczej dla tego, że czuła się cudownie.
Ostry pęd powietrza uderzał ją w twarz, zapierając dach w piersiach. Prędkości,
które osiągali były niesamowite. To było zdecydowanie lepsze, niż lewitacja!
Po
kilkunastu minutach dotarli do całkowicie wyludnionej części miasta. W okolicy
znajdowały się same opuszczone magazyny. Peter zatrzymał się na dachu jednego z
nich.
Zina
stanęła obok, odrobinę niepewnie. Niesamowita podróż zapewniła jej takie
emocje, że nie była pewna, czy będzie w stanie utrzymać się o własnych siłach.
Nogi miała jak z waty.
Chłopak
podszedł do ukrytego w dachu włazu i szarmanckim gestem zaprosił ją do środka.
Kiedy
zajrzała w ziejącą, czarną dziurę, Anima poinformowała ją, że podłoga znajduje
się 10 metrów poniżej i nic nie stoi na drodze.
Zina
skoczyła. Amortyzując się odrobinę telekinetycznymi umiejętności, wylądowała na
nogach i przetoczyła się w przód, żeby wytracić pozostałą siłę uderzenia.
Chwilę po niej, na podłodze stanął Peter, który opuścił się z dachu na swojej
sieci.
-
Jakieś sugestie na początek?
-
Spróbujesz mnie złapać. – Cofnęła się kilka metrów od chłopaka. – Gotowy?
-
Czy to nie będzie zbyt łatwe?
-
Zobaczymy!
Magazyn
był jedną wielką przestrzenią. W połowie wysokości, przy samych ścianach,
zamontowany był podest okalający cały budynek. Do podestu prowadziło kilka par
metalowych schodów znajdujących się w różnych miejscach gigantycznego
pomieszczenia.
Zina
zaczęła biec, kierując się do jednych ze schodów.
Peter,
pewien swojej przewagi, przez moment obserwował równy bieg dziewczyny, żeby w
końcu wystrzelić w jej stronę sieć.
Lepka
przędza minęła Zinę o centymetry, kiedy dziewczyna zmyliła krok i uchyliła się
delikatnie w bok. Kilka kolejnych prób zakończyło się podobnie. Peter, zaskoczony
własną porażką, obserwował, jak Zina wbiega na schody i zatrzymuje się na
chwilę przy barierce podestu. Wystrzelił kolejną przędzę i ruszył za nią.
Słyszał wyraźnie, jak zaśmiała się lekko. Wyraźnie podobała się jej ta pogoń.
Na moment zatrzymał się pod sufitem, zwrócony w jej stronę. Zina wskoczyła na
barierkę i z wprawą godną mistrza gimnastyki zaczęła po niej biec.
Podjął
kolejną próbę złapania jej. W tym momencie dziewczyna skoczyła, odwracając się
twarzą do niego. W powietrze wyrzuciła dwa drobne przedmioty, które zdetonowały
się, wypuszczając chmurę gazu, za którym zniknęła.
Zanim
zorientował się, co się dzieje, Ziny już nie było. Komputer wskazał jej
sygnaturę ciepła pod jedną ze ścian magazynu.
Pędzili
za sobą przez dłuższy czas. On próbował ją złapać, ona uciekała. Peter z
rozbawieniem stwierdził, że, podobnie jak Zinie, bardzo podoba mu się ta
gonitwa. To była chwila beztroski. Co prawda starali się zaprezentować sobie
swoje umiejętności, jednak ewentualna przegrana którejś ze stron nie oznaczała
niczego złego.
Kiedy
zaczął odczuwać lekkie zmęczenie, uznał, że czas zakończyć tę zabawę. Ustawił
swoją wyrzutnię sieci na pociski rykoszetujące. Jednocześnie wystrzelił w
stronę dziewczyny dwa z nich, a chwilę później posłał normalną sieć. Pierwsze
pociski odbiły się od ściany i pod dobrze wymierzonym kątem, ruszyły w stronę
uciekającej. Niestety, dziewczyna zdążyła się uchylić. Trzecia sieć ostatecznie
uderzyła ją w plecy. Jeden mocny ruch ręką wystarczył, żeby wytrącić ją z
równowagi. Poleciała w tył. Nie mogąc za wiele poradzić na sytuację, w której
się znalazła, leciała bezwładnie. Peter chwycił ją w odpowiednim momencie,
zanim uderzyła o podłogę.
-
No, nieźle – usłyszał jej zdyszany głos. – Dawno mnie nikt tak nie wymęczył!
Ściągnęła
maskę z twarzy. Jej skóra błyszczała lekko od potu w świetle, które w
niewielkiej ilości wdzierało się do magazynu. Puścił ją, a kiedy osunęła się na
podłogę, usiadł zaraz obok. Sam również pozbył się maski. Przez moment
przyglądali się sobie w milczeniu.
-
Chyba nigdy nie musiałem się tyle namęczyć, żeby kogoś złapać – przyznał.
-
Dobry patent z tymi sieciami – pochwaliła go. – Trzy pociski! Tego się zupełnie
nie spodziewałam. Wiedziałam o dwóch, jednak trzeci zupełnie mi umknął.
-
Skąd zawsze wiedziałaś, gdzie pojawi się sieć?
-
Wyczulone zmysły. Słyszałam je, jak leciały w moją stronę. Czułam je za sobą.
Nie wiem, jak dokładnie to wytłumaczyć ale wiedziałam, gdzie są. Wiedziałam,
czego mam szukać. Ostatnia skryła się w jakiś sposób za pozostałymi.
Położyła
się na brudnej podłodze, zupełnie niezrażona jej stanem. Peter przymknął oczy i
wsłuchiwał się w jej przyspieszony oddech.
Tak,
zdecydowanie mu się to podobało. I cieszył się, że udało mu się złapać, zanim
przyszło im skończyć tę zabawę z powodu uciekającego czasu.
Nagle
usłyszał, że coś porusza się w ciemnościach. Już chciał zareagować, kiedy Zina
powstrzymała go ruchem ręki.
-
Spokojnie, to tylko mój sprzęt.
Wszystkie
drobne części, które wyrzucała ze swojego kostiumu, podleciały w ich stronę i
wróciły na swoje miejsce w kostiumie. No tak, telekineza. Przydatna sprawa.
-
Jestem ciekaw, czy równie dobrze pójdzie nam wspólna walka – zaczął po chwili.
-
Uzupełniamy się dobrze – zauważyła.
- Co
masz na myśli?
-
Tobie lepiej walczy się z dystansu. Wykorzystujesz sieci, swoją siłę i
zręczność. Ja nie mam sieci i aż takiej siły. Mam jednak telekinezę, a
dodatkowo uczyłam się walki wręcz. Dobrze sprawdzę się przy bliskich
konfrontacjach. Zresztą zobaczymy, jak to będzie dokładnie. Ważne, że nasze
komputery nie pozwolą nam na to, żebyśmy przez przypadek wpadli na siebie w
trakcie większego zamieszania.
- No
tak… Informacje o swoich wzajemnych ruchach będziemy zdobywać niemalże
natychmiast. Nie będzie opcji, żebyśmy sobie przeszkadzali. Powinniśmy jednak
wymyślić coś, jeśli chodzi o nasze wspólne podróże.
-
Jest bardzo dużo rzeczy, które musimy przemyśleć. Wypadałoby znaleźć jakiś
sposób, żeby dowiadywać się w odpowiednim momencie, co się dzieje w mieście.
Bieganie i szukanie sobie roboty jest mało efektywne. Lepiej będzie, jeśli
będziemy w stanie znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
-
Wychodzi na to, że będziemy musieli znaleźć wiele rozwiązań.
Zina
podkuliła nogi tylko po to, żeby wyrzucić się pod siebie i wstać z podłogi
dzięki sile swoich mięśni. Skojarzyła mu się w tym momencie z bohaterem filmu
Karate Kid.
Kiedy
ponownie znalazła się na jego plecach, czuł silne bicie jej serca. Ten popis
umiejętności musiał zmęczyć ją o wiele bardziej, niż jego. Był ciekaw czy
wynikało to z tego, że była słabsza czy też nie przywykła do aż takiego
wysiłku.
-
Trzymasz się mocno – zapytał.
-
Jest dobrze. Możemy ruszać.
Odbyli
ponowną wędrówkę do domu Ziny.
Peter
zostawił dziewczynę na dachu domu, a sam udał się do siebie.
Kiedy
tego wieczora kładł się do łóżka był dziwnie spokojny.
Będzie dobrze. Będzie super pomyślał,
zanim zapadł w sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz