niedziela, 20 sierpnia 2017

Część I: Rozdział V

Kiedy Peter opuścił dom, Zina wróciła do swojego pokoju. Od razu udała się do sypialni i spod łóżka wyciągnęła dużych rozmiarów walizkę. Na pozór walizka wyglądała jak każda inna. Była kolorowa, przyozdobiona w rysunki kwiatów. Normalna walizka dla normalnej nastolatki. Nikt nie pomyślałby, że w środku znajduje się coś innego niż zwykłe ubrania. W tej właśnie walizce przewiozła swój strój do Nowego Yorku. Chociaż bała się kontroli na lotnisku, to nikt specjalnie nie interesował się pasażerami prywatnego samolotu OsCorp. Czy stało się tak dlatego, że ktoś się postarał o ten brak zainteresowania, dziewczyna nie wiedziała i wolała nie wnikać.
Otworzyła walizkę i ostrożnie wyjęła z niej części swojego stroju. Na ubiór składały się spodnie, bluzka, maska z kapturem i buty. Wszystko zaprojektowane było tak, żeby nadawało się do łatwego przewożenia i szybkiego założenia. Patrząc na sam kostium nikt by nie pomyślał, że całość wyposażona została w niezwykle zaawansowany komputer i całą masę gadżetów.
Ten strój otrzymała w paczce w dniu swoich trzynastych urodzin. W środku przesyłki, poza strojem, znajdował się krótki liścik.

To ostatnie dzieło Twojej matki
Nazywa się Anima.
Niech dobrze Ci służy
Pozdrawiam, CC.

Zachowała strój i liścik. Wcześniej nie miała okazji do tego, żeby go założyć. Uważała, że nie jest jeszcze gotowa na to, żeby stać się Animą. Kiedy jednak przyjechała do Nowego Yorku wiedziała, że oto nadszedł czas dla niej i tego stroju.
Kiedy włożyła go po raz pierwszy przeżyła prawdziwy szok. Okazało się, że Anima to nie tylko strój. To niemalże żywa istota mieszkająca w jego wnętrzu. Zaawansowany komputer pokładowy panował nad wszystkimi systemami i potrafił się komunikować.
Od swojego przybycia do nowego Yorku Zina nosiła go w każdym możliwym momencie, badając jego możliwości. Kiedy mogła w końcu wykorzystać go w trakcie swojej pierwszej konfrontacji ze Spider – Manem była gotowa.
Naprawdę nie sądziła, że odnalezienie Pająka będzie tak łatwe. Nastawiała się na szukanie przez długie miesiące i zmierzenie się z dużą ilością martwych tropów. Tymczasem Pajęczak sam wpadł w jej ręce. I bardzo się z tego cieszyła.
Skrycie podziwiała osiągnięcia Petera. Odkąd zaczął działać w Nowym Yorku i zrobiło się o nim głośno, śledziła wszystkie informacje na jego temat. Oglądała filmy, czytała artykuły i przeglądała wiadomości. Chciała go odnaleźć i się go niego przyłączyć. Wiedziała, że się nadaje do tego.
Kiedy zegar zaczął wskazywać pół do dziesiątej, zrzuciła swoje ubranie i zaczęła zakładać kostium. Chwilę po założeniu materiał przylegał do jej ciała niczym druga skóra. To był jeden z powodów, dla których cieszyła się, że jest taka mała. Jej kobieca próżność sprawiała, że nie chciała, żeby ktokolwiek zobaczył ją w tym stroju, jeśli miałaby za dużo ciałka tu i ówdzie.
Kiedy założyła na twarz maskę, ekrany zamontowane przed oczami uruchomiły się. Kolejne wiersze poleceń systemu przewinęły się po nich, by w końcu zacząć pracować właściwie.
- Witaj, Animo – powiedział cichy głos wprost do jej ucha.
- Witaj, Animo – odpowiedziała tym samym.
Wiedziała, że to było głupie przyjmować dla siebie pseudonim, którym jej matka określiła strój. Z jakiegoś powodu nie mogła sobie jednak tego darować.
Wymknęła się przez okno na szeroki, zewnętrzy parapet. Zamknęła za sobą przejście na tyle, na ile to było możliwe od zewnętrznej strony.
Od płaskiego dachu kamienicy dzieliła ją odległość około dwóch metrów.
- Dasz radę – szepnął w jej ucho uspokajający głos.
- Wiem, wiem.
Skoczyła w górę i zawisła na moment w powietrzu. Później zaczęła unosić się w górę. Tę sztuczkę miała opanowaną do perfekcji. Lewitowanie nie było proste i pochłaniało zbyt dużo energii by mogła swobodnie latać tak długo, jak to było konieczne. Jeśli jednak chodziło o pokonywanie krótkich dystansów sprawdzało się to znakomicie.
Miękko wylądowała na dachu i rozejrzała się w około.
Peter, ubrany w swój strój, czekał na nią dokładnie tak, jak umówili się wcześniej.
- Cześć. Jesteście na linii?
- Taaa….
Podeszła do chłopaka, który uważnie się jej przyglądał. Wcześniej nie miał okazji dokładnie przyjrzeć się kostiumowi. Był za bardzo skupiony na tym, co się działo. Teraz patrzył na dziewczynę. Komputer pokładowy jego stroju głośno krzyczał za każdym razem, kiedy wyłapał obecność innych systemów pokładowych w kostiumie Ziny.
- Anima, nawiąż połączenie – rzuciła.
- Wyszukano obcy komputer dodatkowo połączenie telefoniczne z użytkownikiem Ned Cho. Połączyć?
- Pozwolenie?
- Pozwolenie wydane.
- Połącz
- No i co się dzieje? – Do uszu Ziny dobiegł zniecierpliwiony głos Neda.
- Siemanko, Ned. Jak tam dzień minął? Nie zmachałeś się za bardzo na tym kickboxingu?
- Zina! Słyszysz mnie?
- Jej komputer połączył się z naszą rozmową. Tak będzie łatwiej – włączył się w tę rozmowę Peter.
- Och, no jasne. Jak coś możecie się wyciszyć. Wydajcie polecenie, żeby wasze mikrofony włączały się na połączeniu w momencie, kiedy wywołacie mnie po imieniu. Będzie wygodniej. Nie muszę wszystkiego słuchać.
- Super. W sumie możemy ustalić też, że komputery będą zapewniać łączność, gdy będziemy poza zasięgiem swojego wzajemnego głosu.
- Dobra – zgodziła się Zina. – To co robimy?
- Udało nam się znaleźć opuszczone magazyny na wybrzeżu. Możemy się tam udać i poćwiczyć. Pokażesz mi co potrafisz. Jutro zastanowimy się nad jakimś planem działania.
- Dobra. Tylko musisz mi pomóc się tam dostać – wyjaśniła od razu. – Niestety lewitacja sprawia się tylko na krótkich dystansach. Daleko nie pociągnę.
Peter milczał przez chwilę.
- Dobra, to wskakuj – rzucił w jej stronę, odwracając się go niej plecami.
- Czy tylko ja uważam, że to odrobinę niezręczne?
- Masz lepszy pomysł?
- Nie, chyba nie – przyznała po chwili zastanowienia.
Podeszła do chłopaka. Ten przykucnął lekko, żeby ułatwić jej zadanie. Objęła go za szyję i podskoczywszy lekko, objęła nogami w pasie.
- Tylko mnie nie zgub – poprosiła. – Nie chcę być zmuszona sprawdzać, czy jestem się w stanie wyratować po upadku z takiej wysokości.
- Postaram się.
Z uczepioną Ziną na plecach podszedł do brzegu dachu. Na początku sądził, że będzie mu ciężko, jednak dziewczyna okazała się być zadziwiająco lekka i prawie nie odczuwał jej ciężaru. Chociaż świadomość bliskości jej ciała była faktycznie mocno krępująca. Przez moment zaczął się nad tym zastanawiać i zdał sobie sprawę, że nigdy nie był tak blisko żadnej dziewczyny.
Pokręcił głową, jakby chciał od siebie odgonić napływ natrętnych myśli, po czym skoczył.
Bujali się na kolejnych sieciach wystrzelanych przez Petera. Zina miała ochotę krzyczeć. Nie dlatego, że się bała. Raczej dla tego, że czuła się cudownie. Ostry pęd powietrza uderzał ją w twarz, zapierając dach w piersiach. Prędkości, które osiągali były niesamowite. To było zdecydowanie lepsze, niż lewitacja!
Po kilkunastu minutach dotarli do całkowicie wyludnionej części miasta. W okolicy znajdowały się same opuszczone magazyny. Peter zatrzymał się na dachu jednego z nich.
Zina stanęła obok, odrobinę niepewnie. Niesamowita podróż zapewniła jej takie emocje, że nie była pewna, czy będzie w stanie utrzymać się o własnych siłach. Nogi miała jak z waty.
Chłopak podszedł do ukrytego w dachu włazu i szarmanckim gestem zaprosił ją do środka.
Kiedy zajrzała w ziejącą, czarną dziurę, Anima poinformowała ją, że podłoga znajduje się 10 metrów poniżej i nic nie stoi na drodze.
Zina skoczyła. Amortyzując się odrobinę telekinetycznymi umiejętności, wylądowała na nogach i przetoczyła się w przód, żeby wytracić pozostałą siłę uderzenia. Chwilę po niej, na podłodze stanął Peter, który opuścił się z dachu na swojej sieci.
- Jakieś sugestie na początek?
- Spróbujesz mnie złapać. – Cofnęła się kilka metrów od chłopaka. – Gotowy?
- Czy to nie będzie zbyt łatwe?
- Zobaczymy!
Magazyn był jedną wielką przestrzenią. W połowie wysokości, przy samych ścianach, zamontowany był podest okalający cały budynek. Do podestu prowadziło kilka par metalowych schodów znajdujących się w różnych miejscach gigantycznego pomieszczenia.
Zina zaczęła biec, kierując się do jednych ze schodów.
Peter, pewien swojej przewagi, przez moment obserwował równy bieg dziewczyny, żeby w końcu wystrzelić w jej stronę sieć.
Lepka przędza minęła Zinę o centymetry, kiedy dziewczyna zmyliła krok i uchyliła się delikatnie w bok. Kilka kolejnych prób zakończyło się podobnie. Peter, zaskoczony własną porażką, obserwował, jak Zina wbiega na schody i zatrzymuje się na chwilę przy barierce podestu. Wystrzelił kolejną przędzę i ruszył za nią. Słyszał wyraźnie, jak zaśmiała się lekko. Wyraźnie podobała się jej ta pogoń. Na moment zatrzymał się pod sufitem, zwrócony w jej stronę. Zina wskoczyła na barierkę i z wprawą godną mistrza gimnastyki zaczęła po niej biec.
Podjął kolejną próbę złapania jej. W tym momencie dziewczyna skoczyła, odwracając się twarzą do niego. W powietrze wyrzuciła dwa drobne przedmioty, które zdetonowały się, wypuszczając chmurę gazu, za którym zniknęła.
Zanim zorientował się, co się dzieje, Ziny już nie było. Komputer wskazał jej sygnaturę ciepła pod jedną ze ścian magazynu.
Pędzili za sobą przez dłuższy czas. On próbował ją złapać, ona uciekała. Peter z rozbawieniem stwierdził, że, podobnie jak Zinie, bardzo podoba mu się ta gonitwa. To była chwila beztroski. Co prawda starali się zaprezentować sobie swoje umiejętności, jednak ewentualna przegrana którejś ze stron nie oznaczała niczego złego.
Kiedy zaczął odczuwać lekkie zmęczenie, uznał, że czas zakończyć tę zabawę. Ustawił swoją wyrzutnię sieci na pociski rykoszetujące. Jednocześnie wystrzelił w stronę dziewczyny dwa z nich, a chwilę później posłał normalną sieć. Pierwsze pociski odbiły się od ściany i pod dobrze wymierzonym kątem, ruszyły w stronę uciekającej. Niestety, dziewczyna zdążyła się uchylić. Trzecia sieć ostatecznie uderzyła ją w plecy. Jeden mocny ruch ręką wystarczył, żeby wytrącić ją z równowagi. Poleciała w tył. Nie mogąc za wiele poradzić na sytuację, w której się znalazła, leciała bezwładnie. Peter chwycił ją w odpowiednim momencie, zanim uderzyła o podłogę.
- No, nieźle – usłyszał jej zdyszany głos. – Dawno mnie nikt tak nie wymęczył!
Ściągnęła maskę z twarzy. Jej skóra błyszczała lekko od potu w świetle, które w niewielkiej ilości wdzierało się do magazynu. Puścił ją, a kiedy osunęła się na podłogę, usiadł zaraz obok. Sam również pozbył się maski. Przez moment przyglądali się sobie w milczeniu.
- Chyba nigdy nie musiałem się tyle namęczyć, żeby kogoś złapać – przyznał.
- Dobry patent z tymi sieciami – pochwaliła go. – Trzy pociski! Tego się zupełnie nie spodziewałam. Wiedziałam o dwóch, jednak trzeci zupełnie mi umknął.
- Skąd zawsze wiedziałaś, gdzie pojawi się sieć?
- Wyczulone zmysły. Słyszałam je, jak leciały w moją stronę. Czułam je za sobą. Nie wiem, jak dokładnie to wytłumaczyć ale wiedziałam, gdzie są. Wiedziałam, czego mam szukać. Ostatnia skryła się w jakiś sposób za pozostałymi.
Położyła się na brudnej podłodze, zupełnie niezrażona jej stanem. Peter przymknął oczy i wsłuchiwał się w jej przyspieszony oddech.
Tak, zdecydowanie mu się to podobało. I cieszył się, że udało mu się złapać, zanim przyszło im skończyć tę zabawę z powodu uciekającego czasu.
Nagle usłyszał, że coś porusza się w ciemnościach. Już chciał zareagować, kiedy Zina powstrzymała go ruchem ręki.
- Spokojnie, to tylko mój sprzęt.
Wszystkie drobne części, które wyrzucała ze swojego kostiumu, podleciały w ich stronę i wróciły na swoje miejsce w kostiumie. No tak, telekineza. Przydatna sprawa.
- Jestem ciekaw, czy równie dobrze pójdzie nam wspólna walka – zaczął po chwili.
- Uzupełniamy się dobrze – zauważyła.
- Co masz na myśli?
- Tobie lepiej walczy się z dystansu. Wykorzystujesz sieci, swoją siłę i zręczność. Ja nie mam sieci i aż takiej siły. Mam jednak telekinezę, a dodatkowo uczyłam się walki wręcz. Dobrze sprawdzę się przy bliskich konfrontacjach. Zresztą zobaczymy, jak to będzie dokładnie. Ważne, że nasze komputery nie pozwolą nam na to, żebyśmy przez przypadek wpadli na siebie w trakcie większego zamieszania.
- No tak… Informacje o swoich wzajemnych ruchach będziemy zdobywać niemalże natychmiast. Nie będzie opcji, żebyśmy sobie przeszkadzali. Powinniśmy jednak wymyślić coś, jeśli chodzi o nasze wspólne podróże.
- Jest bardzo dużo rzeczy, które musimy przemyśleć. Wypadałoby znaleźć jakiś sposób, żeby dowiadywać się w odpowiednim momencie, co się dzieje w mieście. Bieganie i szukanie sobie roboty jest mało efektywne. Lepiej będzie, jeśli będziemy w stanie znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
- Wychodzi na to, że będziemy musieli znaleźć wiele rozwiązań.
Zina podkuliła nogi tylko po to, żeby wyrzucić się pod siebie i wstać z podłogi dzięki sile swoich mięśni. Skojarzyła mu się w tym momencie z bohaterem filmu Karate Kid.
Kiedy ponownie znalazła się na jego plecach, czuł silne bicie jej serca. Ten popis umiejętności musiał zmęczyć ją o wiele bardziej, niż jego. Był ciekaw czy wynikało to z tego, że była słabsza czy też nie przywykła do aż takiego wysiłku.
- Trzymasz się mocno – zapytał.
- Jest dobrze. Możemy ruszać.
Odbyli ponowną wędrówkę do domu Ziny.
Peter zostawił dziewczynę na dachu domu, a sam udał się do siebie.
Kiedy tego wieczora kładł się do łóżka był dziwnie spokojny.

Będzie dobrze. Będzie super pomyślał, zanim zapadł w sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz