Zina
wkroczyła do szkoły dzierżąc w dłoni jednorazowy kubek z kawą. Spojrzenia,
jakie rzucała osobom, które ją mijały, jasno mówiły, że nie miała za sobą
najlepszej nocy. Część osób mimowolnie uciekała z jej drogi, zupełnie, jakby
się obawiali jej reakcji na zderzenie.
Peter,
stojący przy swojej szafce zobaczył ją już z daleka. Miał się ochotę uśmiechnąć
na widok dzierżonej przez nią kawy. Sam nie czuł się najlepiej po długim
wieczorze spędzonym w magazynie. Poranna kawa wystarczyła jednak, żeby nie miał
ochoty mordować przechodniów.
-
Cześć – przywitała się dziewczyna podchodząc do niego. Przez moment lustrowała
go wzorkiem. – Jak to jest, że wyglądasz na tak wypoczętego?
-
Kwestia wprawy – zapewnił. – Myślałaś nad tym wszystkim o czym rozmawialiśmy
wczoraj?
-
Tak, mam kilka pomysłów. Będziemy musieli na spokojnie omówić całość. Ty coś
masz?
-
Niewiele…
- Ja
coś mam!
Zina
podskoczyła jak oparzona, kiedy Ned zaczął krzyczeć zbyt blisko jej ucha.
Dziewczyna spojrzała na Cho, jak na kosmitę.
- Za
mało kawy. Oj, za mało – mruknęła bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego
i przechyliwszy kubek dopiła resztkę płynu, który się w nim znajdował. – Co
teraz mamy?
-
Powinniśmy mieć chemię, jednak dzisiaj jakiś apel jest… rocznicowy. – Peter
wzruszył ramionami, jakby cała sprawa nie za bardzo go obchodziła. – Dwie
godziny siedzenia na sali gimnastycznej zupełnie bez celu.
-
Świetnie! – Zina potrząsnęła kubkiem, upewniając się, że jest pusty i cisnęła
nim w kierunku przeciwnej strony korytarza. Papierowe naczynie zatoczyło w
powietrzu wdzięczne koło i wylądowało w koszu na odpadki.
Chłopcy,
przechylając na bok głowy, przez krótką chwilę patrzyli na kosz z dziwnym
zainteresowaniem.
-
Lepiej chodźmy, zanim zajmą nam wszystkie najlepsze miejsca.
Ruszyli
w kierunku sali gimnastycznej. Pomimo tego, że do rozpoczęcia apelu pozostał
jeszcze ponad kwadrans, na miejscu kręciła się już dość duża grupa osób.
Wszyscy chcieli zająć miejsca w najwyższej części trybun. Uczniowie dobrze
wiedzieli, że kiedy okna zostaną zasłonięte, a dozorca uruchomi specjalne
oświetlenie, ta właśnie część trybun znajdzie się w przyjemnym półmroku i każdy
będzie mógł zająć się w trakcie apelu wszystkim tym, na co będzie miał ochotę.
Trójka
znajomych zajęła miejsce na czwartej od góry ławce. Zgodnie uznali, że to
miejsca jest najodpowiedniejsze, gdyż znajduje się dostatecznie daleko od
czujnych spojrzeń nauczycieli.
Zina
rzuciła pod nogi opasłą torbę i szczelniej owinęła się obszernym sweterkiem,
który miała na sobie. Ziewnęła przeciągle nie za bardzo się z tym kryjąc.
-
Szkoda, że nie ma tutaj oparć. – Zmarszczyła nos. – No cóż, trzeba jakoś żyć z
tą stratą! – Przez moment próbowała się usadowić wygodniej, jednak ostatecznie
dała sobie z tym spokój.
-
Dzisiaj powinniśmy iść do mnie – odezwała się nagle. – Myślę, że tam będzie nam
najwygodniej. Będzie można spokojnie o wszystkim porozmawiać.
-
Nie lepiej będzie u Petera? – Ned dziwnie czuł się z myślą, że miałby pojawić
się w domu u Ziny.
Wcześniejszego
wieczoru, Peter spotkał się z Nedem i dokładnie powtórzył przebieg rozmowy z
Ziną. Ned bardzo się ucieszył na wieść, że dziewczyna jest przyjaźnie
nastawiona i dodatkowo może stanowić dodatkowe wsparcie dla Petera w trakcie
jego działań Spider – Mana. Czuł się jednak onieśmielony myślą, że miałby
wkroczyć na nowe terytorium, na którym to ona będzie dyktować warunki.
-
Jak chcecie – wzruszyła ramionami. – Mi jest wszystko jedno.
-
Dzisiaj możemy iść do mnie. Przynajmniej na początku. Dobrze będzie się pokazać
May chociaż na kilka chwil. Nie lubi jak znikam bez słowa prawie każdego dnia.
Myślę, że dobrze się stanie, jeśli pokręcimy się chwilę po mieszkaniu i damy
jej znać, że jesteśmy. Później… później coś się wykombinuje. Możemy powiedzieć,
że idziemy do kina albo coś.
-
Możemy powiedzieć, że jestem nowa w mieście i z Nedem pokazujecie mi okolicę.
To powinna łyknąć. Dodatkowo, jak będę z wami, to będzie spokojniejsza.
-
Skąd pewność, że będzie spokojniejsza? – Cho wychylił się do przodu, żeby móc
spojrzeć na Zinę, która siedziała po drugiej stronie Petera.
- No
wiesz… Mówi się, że dziewczyny są bardziej odpowiedzialne. Mamy ponoć mniej
szalonych pomysłów i nie pakujemy się tak często w tarapaty. – Szturchnęła
Petera w bok, przyciągając do siebie jego spojrzenie. – Mogę poudawać świętą
przed twoją ciocią. Wtedy pójdzie łatwiej.
-
Jak świętą?
-
Spokojna głowa, zostaw to mnie!
Peter
miał już coś odpowiedzieć, kiedy wrzawa na sali odrobinę ucichła przez
pojawienie się w pomieszczeniu dyrektora oraz grupy osób, które miały
przemawiać w trakcie apelu.
Zina
przez pewien czas starała się słuchać przemówienia, jednak senność, pomimo
wypicia podwójnej ilości kawy, nie chciała odpuścić. W niekontrolowany sposób
bujała się do przodu i do tyłu, starając się zachować przytomność umysłu. W
końcu jednak dała za wygraną.
Przechyliła
się lekko na bok i oparła się o Petera z nadzieją, że nie będzie mu
przeszkadzać, że pozwoliła sobie na takie spoufalanie się wśród kolegów i
koleżanek ze szkoły.
Peter
spojrzał kątem oka na Zinę. Widział wcześniej, jak dziewczyna buja się
półprzytomna. Kiedy oparła się o niego, uśmiechnął się tylko lekko. Nie minęło
wiele czasu, jak zorientował się, że jej oddech stał się znacznie powolniejszy
i zapadła w spokojny sen. Jak na kogoś o wyostrzonych zmysłach doskonale
radziła sobie z ignorowaniem wrzawy panującej wokół.
Powrócił
wzrokiem do znajdującego się na środku sali podium. W tym momencie przemawiała
jakaś dziewczyna, której zupełnie nie znał. Nie starał się nawet słuchać tego,
co miała do powiedzenia. Chociaż patrzył dokładnie na podium, to myślami był
już przy dzisiejszym popołudniu.
Po
cichu liczył na to, że uda im się szybko załatwić wszystkie sprawy związane z
komunikacją oraz planami działania. Chciał ponownie znaleźć się na mieście. I zacząć
działać wspólnie z Ziną.
Zastanawiał
się, jakie dokładnie dziewczyna ma pomysły na to, jak usprawnić ich system
działania.
Kiedy
apel dobiegł końca, wszystkie światła na sali rozbłysły ponownie. Peter dotknął
ramienia Ziny. Dziewczyna zamamrotała coś pod nosem i otworzyła zaspane oczy.
-
Wstawaj, śpiochu. Czas iść na lekcje.
Zina
westchnęła ciężko i schyliła się po swoją torbę. Kiedy wstała z ławki trybun
przeciągnęła się, wyciągając w górę ramiona. Peter zorientował się, że nawet
wtedy, gdy wspinała się na palce, sięgała mu czubkiem głowy co najwyżej do brody.
Była taka niska… Nic dziwnego, że prawie nie odczuwał jej ciężaru, kiedy niósł
ją na swoich plecach wcześniejszego wieczora.
Czy to, że jest taka mała nie będzie
stanowić problemu w trakcie walki, zaczął się zastanawiać.
Później
pomyślał o tym, jak sprawnie uciekała przed nim w magazynie i przestał się
przejmować.
Opuścili
salę gimnastyczną i skierowali się do pracowni technicznej.
-
Zasadniczo tutaj też mogę pospać – stwierdziła zadowolona dziewczyna,
spoglądając na nauczyciela, który siedział w swoim starym fotelu i nawet nie
podniósł wzroku znad krzyżówki, kiedy uczniowie zaczęli wlewać się do klasy.
-
Nie spodziewaj się nie wiadomo czego – zastrzegł Peter, kiedy wspinali się po
wąskiej klatce schodowej kamienicy. W pamięci nadal miał wygląd pokoju Ziny i
był pewien, że dziewczyna przywykła do zupełnie odmiennych warunków
mieszkalnych.
-
Daj spokój, nie ma o czym mówić – zapewniła.
Ned,
który zamykał ich pochód przystanął na chwilę.
- A
pokój to się posprzątało?
Zina
roześmiała się głośno. Peter lekko pobladł.
-
Nie zachowuj się jak May – rzucił przez zaciśnięte zęby.
- Oj
tam, lekki bałagan nadaje swojskiego klimatu – próbowała ratować sytuację Zina.
– Zresztą, mamy lepsze rzeczy do roboty, niż rozwodzenie się nad wystrojem
wnętrza.
Kiedy
dotarli na jedno z wyższych pięter, Peter poprowadził ich korytarzem do drzwi
jednego z mieszkań.
-
May pewnie już wróciła z pracy – odezwał się, walcząc z kluczem w zamku. – Ned,
bądź cicho, zanim się nie znajdziemy w moim pokoju.
Drzwi
otworzyły się i Peter wszedł do środka prowadząc swoich znajomych za sobą.
-
May! May, jestem! – krzyknął chłopak w głąb mieszkania, kiedy drzwi zamknęły
się za Nedem. – Przyprowadziłem znajomych?
-
Znajomych? – Dało się słyszeć pospieszne kroki. - A w pokoju to się
posprzątało?
Zanim
ktokolwiek zdążył się powstrzymać, zaśmiali się głośno. May Parker, która
właśnie pokazała się w przejściu do jednego z pomieszczeń popatrzyła na nich
nieco zbita z tropu.
-
Och, przyprowadziliście koleżankę! – Nie była w stanie ukryć zdziwienia w
głosie. Do tej pory nie zdarzyło się, żeby jej bratanek przyprowadził do domu
koleżankę. Jakąkolwiek koleżankę. Ta na dodatek była całkiem ładna.
-
May, to Zina Mykos. Przeniosła się do nas z Londynu – pospieszył chłopak z
prezentacją.
-
Cześć! Jestem May, May Parker, ciotka Petera. – Postąpiła kilka kroków do
przodu i wyciągnęła rękę do dziewczyny.
Zina
delikatnie uścisnęła wyciągniętą rękę, uśmiechając się sympatycznie do
nowopoznanej kobiety.
Dziewczyna
wykorzystała ten krótki moment, żeby przyjrzeć się dokładnie ciotce Petera. May
Parker wyglądała na niecałe czterdzieści lat. Miała oliwkową karnację i długie,
ciemne włosy. Była o ponad głowę wyższa od Ziny i była bardzo szczupła. Za
wielkimi, okrągłymi okularami w drucianych oprawkach kryły się ciemne, błyszczące
humorem oczy.
-
Jak ci się podoba w Nowym Yorku? – zapytała May, kiedy dziewczyna puściła jej
dłoń. – Długo już tutaj jesteś?
Zina
zamyśliła się na chwilę.
-
Będzie jakieś dwa tygodnie? – Zmarszczyła nos. Nie była pewna własnej
odpowiedzi. – Może kilka dni więcej. Ciężko powiedzieć, staram się nie liczyć.
– Posłała kobiecie niewinny uśmiech. – Miasto jak na razie bardzo mi się
podoba. Przynajmniej to, co miałam okazję już zobaczyć. Brakuje mi przewodnika.
-
Powinnaś zatem pogonić tych dwóch, żeby pokazali ci jakieś fajne miejsca –
zasugerowała May, nieświadomie wpadając w pułapkę zastawioną przez Zinę.
-
Może tak właśnie zrobię, jak znajdą dla mnie dość czasu.
-
Jak nie znajdą, to ja ich pogonię – zapewniła kobieta. – No ale dobra, nie
zatrzymuję już was. Lećcie zajmować się tym, czym tam się normalnie zajmujecie.
-
Miło było panią poznać.
-
May, mów mi May.
-
Dobrze.
Peter
przeprowadził ich do swojego pokoju. Po drodze nie mógł się nadziwić, że Zinie
w ciągu trzech minut rozmowy udało się doprowadzić do sytuacji, w której jeśli
znikną całą trójką z domu, to May nie dość, że nie będzie miała nic przeciwko,
to jeszcze będzie się cieszyć.
Kiedy
wszedł do swojego pokoju przystanął na chwilę. Oba materace na piętrowym łóżku,
znajdującym się naprzeciw drzwi, były zaścielone. Szafa wyjątkowo się domykała,
pomimo dużej ilości ubrań znajdujących się w jej wnętrzu. Nic niepotrzebnego
nie walało się po podłodze. Miał nawet tyle szczęścia, że rano zebrał wszystkie
paczki po przekąskach ze swojego biurka.
Można
było bezpiecznie zaprosić gości.
Ned,
po wejściu do pomieszczenia, zajął swoje zwyczajowe miejsce na dolnym łóżku.
Zina przez moment rozglądała się w około, po czym podeszła do biurka odsunąwszy
krzesło pod drugą ścianę wąskiego pomieszczenia usiadła na nim tak, że mogła
oprzeć brodę o podgłówek. Nie mając innego wyjścia, Peter usiadł na blacie
biurka.
Przyglądali
się sobie w milczeniu. Żadne z nich nie wiedziało jak zacząć, a świadomość, że za
cienką ścianą znajduje się May, która mogłaby coś usłyszeć, nie zachęcała do
rozpoczęcia zajadłej dyskusji.
- No
dobra, jak wam się nie spieszy do gadania, to może ja zacznę – odezwał się w
końcu Ned. – Pozwoliłem sobie wczoraj przygotować małą listę rzeczy, które
powinniśmy przedyskutować. – Zaczął szukać czegoś pospiesznie w swoim plecaku. Wyciągnął
z niego niewielki notatnik i przerzucił kilka kartek, próbując odnaleźć tę
właściwą.
-
Widzę, że ktoś się tutaj przygotował – powiedziała Zina po części z rozbawieniem,
a po części z uznaniem. – Dużo tam tego masz?
-
Trochę jest. No ale, proszę teraz nie przerywać. – Najwyraźniej udało mu się
trafić na odpowiednie miejsce w zeszycie. – Po pierwsze musimy ustalić sposób
komunikacji. Wczoraj myślałem, jak będzie to najlepiej zrobić. Dzwonienie przez
telefon nie zawsze się sprawdza. Mam już tutaj niezły pomysł. Udało mi się na
szybko napisać program, który umożliwi nawiązanie internetowego połączenia
pomiędzy waszymi kostiumami i moim komputerem. Trzeba by tylko wgrać go w
kostiumy.
-
Jak to już napisałeś – zdziwił się Peter.
-
Pamiętasz, jak podłączyliśmy się do twojego kostiumu w Waszyngtonie? Udało mi
się wtedy sprawdzić, jak wygląda część programów w stroju. Dzięki temu
wiedziałem, jak napisać taki program, a jak wczoraj biegaliście po magazynach,
to mi się najzwyczajniej w świecie nudziło.
- No
dobra… - Zina zawiesiła na moment głos. – Możemy tak zrobić. Jeśli wrzucisz
program na serwer, to mój komputer pokładowy bez problemu go stamtąd pobierze.
-
Świetnie. – Ned spojrzał ponownie w kartkę. – Punktem drugim jest sprawa jak
najlepszego wykorzystania waszego czasu. Mam tutaj pewien pomysł ale w sumie
nie wiem, jak się do tego zabrać.
-
Dajesz!
-
Najwięcej o wydarzeniach w mieście wie policja. No, przynajmniej o takich,
które są dla nas interesujące, nie? Moglibyśmy skorzystać jakoś z tych
informacji, żeby dowiedzieć się, gdzie powinniście się zjawić.
-
Niby pięknie. Ale jak chcesz to zrobić? Włamać się do bazy alarmowej 911?
Przecież nawet gdyby to się udało, to odfiltrowanie odpowiednich wiadomości
zajęłoby zbyt wiele czasu. – Zina już wcześniej myślała o tym, żeby w jakiś
sposób skorzystać z bazy alarmowej, która zawiera wszystkie zgłoszenia wykonane
pod numer 911. Doszła jednak do wniosków, którymi właśnie podzieliła się z
chłopakami.
- No
właśnie nie wiem, jak to zrobić – przyznał Ned.
- A
jak byśmy zaczęli podsłuchiwać? – Peter spojrzał najpierw na Neda, a później
Zinę. – Pomyślcie tylko… Wszystkie ważniejsze powiadomienia są przepuszczane
przez radio do tych policjantów, którzy znajdują się w terenie na patrolach.
Gdybyśmy mogli ich podsłuchać, to mielibyśmy ciąg wiadomości, których nie
trzeba filtrować w systemie. Wystarczyłoby, żeby Ned był na podsłuchu i
przekazywał nam odpowiednie informacje.
-
Pomysł niezły. Musimy jednak pamiętać, że nie dostaniemy od tak policyjnego
radia. Zaś na normalnym nie będziemy w stanie odsłuchać kodowanej
częstotliwości alarmowej, na której działa policja.
-
Ukradniemy? – zasugerował Ned
-
Co? Myślisz, że jak w słusznej sprawie to jesteśmy usprawiedliwieni? – Zina
zmarszczyła nos. Peter zorientował się, że widzi u niej ten gest za każdym
razem, kiedy dziewczyna nad czymś intensywnie myśli.
-
Dajcie spokój! Jakby ktoś się dowiedział, to mielibyśmy przechlapane! Już widzę
te nagłówki. „Spider – Man przyłapany na kradzieży!”. Nie, nie ma opcji –
pokręcił energicznie głową. – Tak tego nie załatwimy. Może uda nam się jakoś
jednak złapać kodowaną częstotliwość?
-
Musielibyśmy znaleźć odpowiednie radio, to po pierwsze. Po drugie trzeba by
podłożyć pluskwę w jakimś policyjnym samochodzie, żeby wybadać, jak dokładnie
wygląda system nadawania i odbierania wiadomości.
-
Mogę załatwić radio! – wystrzelił Ned.
-
Skąd? – zapytali jednym głosem Zina i Peter.
- W
szkolnym magazynie znajdują się elementy starego węzła radiowego. Powinno się z
nich udać stworzyć odpowiednią radiostację. Przynajmniej do nasłuchu.
-
Nie kombinujmy, może… - Zina zakręciła się na krześle wokół własnej osi. – Jak już
decydujemy, że nie będziemy się posuwać do kradzieży policyjnej radiostacji, to
może nie kradnijmy żadnej?
-
Masz jakiś pomysł, skąd wziąć takie radio, jakie jest nam potrzebne?
- EBay!
Ned
i Peter wymienili spojrzenia. Żaden nich nie wpadłby na taki pomysł, gdyż
kupienie nowej radiostacji było poza ich możliwościami. Jeśli jednak Zina
proponowała takie rozwiązanie, to…
-
Jesteś gotowa za to zapłacić? Żaden z nas nie dostaje takich kieszonkowych…
-
Nie ma problemu – zapewniła od razu. – Jest nam potrzebne i jestem gotowa
zainwestować w sprawę.
-
Masz coś tam jeszcze Ned?
-
Tak. Następna sprawa to treningi.
-
Treningi? - wykrzyknęli
Ned
spojrzał na pozostałą dwójkę.
- To
jest świetne. To mówienie jednym głosem. Powinniście nad tym popracować bo
totalnie owsom – podekscytował się Ned. – Albo i nie – dodał po chwili widząc
groźne spojrzenie Petera.
- Co
masz na myśli z tymi treningami, Ned?
- To,
że powinniście więcej czasu spędzać na treningach. Wspólnych. Wczorajszy
wieczór to mało. Dodatkowo, jak pokombinujecie, może uda wam się stworzyć
jakieś wypasione combo na przeciwników? To by dopiero był odlot!
-
Jak znajdzie się wolny czas, to pomyślimy, co z tymi treningami – obiecała
Zina, nie chcąc najwyraźniej zgłębiać tego tematu. – To co? Ma któryś konto na eBay?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz