czwartek, 31 sierpnia 2017

Część II: Prolog

            Widok z wielkiego biura umiejscowionego na jednym z ostatnich pięter Stark Tower, należącej obecnie do OsCorp, zapierał dech w piersiach. Arystion Mykos nie zwracał jednak uwagi na rozciągającą się przed nim panoramę Nowego Yorku. Jego myśli zaprzątały zupełnie inne sprawy.
                Arystion był wysokim mężczyzną w kwiecie wieku. Jego czarne włosy przyprószone były na skroniach delikatną siwizną. Odziedziczone po ojcu ciemnobrązowe oczy oraz oliwkowa cera zdradzały jego greckie korzenie. Przez większość czasu można było uznać go za wyjątkowo przystojnego mężczyznę. Teraz jednak, kiedy włosy były w nieładzie, pod oczami pojawiły się sińce od niewyspania, a drogi garnitur był wymięty od długich godzin spędzonych przy biurku, pierwszym określeniem, jakie rzucało się na myśl na widok mężczyzny było „umęczony”.
                Mykos był tak zaabsorbowany własnymi myślami, że nie zwrócił najmniejszej uwagi, kiedy drzwi do jego biura otworzyły się i bezgłośnie zamknęły za młodą kobietą. Dwudziestopięcioletnia asystentka, stojąca pod drzwiami, przez moment zastanawiała się czy może naruszyć spokój swojego szefa. Trwała w milczeniu, jakby zbierała się na odwagę aby zaburzyć ciszę panującą w pomieszczeniu.
Asystentka poznała Arystiona zaledwie miesiąc temu. Swoją posadę zawdzięczała jednak nie tylko temu, że była ładna i posiadała dobre wykształcenie. OsCorp zatrudniało ją również dlatego, że była spostrzegawcza i inteligentna. Nie potrzebowała wiele czasu, żeby w zachowaniu swojego szefa dostrzec pewne schematy. Wiedziała, że stanie przy oknie oznaczało, że Mykos zmagał się z jakimś wyjątkowym problemem i próbował sobie poukładać w głowie wszystkie zagadnienia z tym problemem związane.
Nie chciała mu przerywać tej zadumy. Przyszła jednak z ważną wiadomością i wiedziała, że Arystion wolałby usłyszeć ją jak najwcześniej.
Odchrząknęła, przerywając tym samym trans szefa.
- Panie Mykos, przepraszam, że przeszkadzam. Przed chwilą otrzymałam jednak telefon z góry. Pan Osborn chce się z panem zobaczyć tak szybko, jak to możliwe.
Arystion ściągnął brwi i zmarszczył nos, zaskoczony zasłyszaną informacją. Dopiero kiedy spojrzał na zegarek, zorientował się, że jest już po jedenastej i w firmie zaczął się nowy dzień pracy. Pokręcił głową do swoich myśli, upominając się, że ze względu na córkę, nie powinien zostawać w swoim biurze na całe noce.
- Panie Mykos?
Przez krótką chwilę zdążył już zapomnieć o obecności kobiety.
- Przepraszam, Shiobhan. Poinformuj, że już idę.
Chwycił marynarkę przewieszoną przez oparcie fotela i wciągnął ją na wymiętą koszulę.
Niespiesznie wyszedł z biura i skierował się do windy znajdującej się na korytarzu, kilka metrów od wejścia do jego gabinetu.
Kiedyś najpewniej by pobiegł, słysząc podobne wezwanie. Kolejne lata pracy dla OsCorp, w trakcie których ugruntował swoją pozycję w firmie i udowodnił własną przydatność, nauczyły go, że nie należy biec do utraty tchu na każde wezwanie szefa. Nawet jeśli chodzi o coś ważnego, Norman Osborn mógł chwilę zaczekać. Doświadczenie podpowiadało Arystionowi, że gdyby chodziło o coś niecierpiącego zwłoki, Osborn sam pofatygowałby się na dół, żeby spotkać się ze swoim głównym prawnikiem.
Drzwi windy otworzyły się przed nim niemalże bezgłośnie. Wszedł do środka. W specjalny czytnik wprowadził swoją kartę i wykorzystując najwyższy stopień uprawnień, rozpoczął podróż na ostatnie piętro wieżowca, gdzie znajdowało się biuro samego Normana Osborna.
Gabinet. Określenie tym mianem przestrzeni wykorzystywanej przez Osborna było wielkim niedopowiedzeniem. Całe piętro znajdowało się we władaniu dyrektora potężnej firmy i bardziej przypominało wytworny penthouse, niż biuro.
Kiedy winda zatrzymała się na odpowiednim poziomie, a jej drzwi otworzyły się ponownie przed Mykosem, prawnik znalazł się w wielkim salonie. Przeszklona ściana, znajdująca się kilka metrów od mężczyzny, prezentowała tę samą, niezwykle piękną panoramę miasta, którą mógł podziwiać z własnego biura. Na jednej ze skórzanych kanap znajdujących się na odrobinę obniżonej posadzce siedziała młoda blondynka, nieznana Mykosowi. Przy barze, nie zawracając sobie głowy czymś tak mało istotnym jak wczesna pora, kręcił się krępy jegomość w szarym garniturze. Arystion rozpoznał w nim szefa działu księgowości. Mężczyzna nie przejmował się pozostałą dwójką znajdującą się w biurze. W tej chwili byli dla niego niczym kolejna ozdoba. Pasowali do surowych rzeźb i doniczkowej roślinności znajdującej się w strategicznych miejscach pomieszczenia.
Nie witając się z nikim, skierował się na lewo. Za wielkimi drzwiami znajdował się właściwy gabinet. Bez pukania przekroczył jego próg.
Biuro było ogromne i puste. Tutaj trzy ściany były przeszklone, dając wrażenie ogromnej przestrzeni. Widok miasta miał stanowić całą ozdobę tego pomieszczenia, gdyż w środku znajdowało się jedynie duże drewniane biurko i dwa skórzane fotele znajdujące się po obu jego stronach.
W tym pomieszczeniu Norman Osborn pracował sam i spotykał się oko w oko ze swoimi najbliższymi współpracownikami. Jeśli sprawa dotyczyła większej ilości osób, wszystkie spotykania odbywały się przy drinku w wielkim salonie, który Mykos zostawił już za sobą.
- Chciałeś mnie widzieć – zwrócił się bezpośrednio do szefa.
Norman odwrócił się od okna, przy którym stał, przyglądając się miastu, które rozciągało u jego stóp.
- Och, Arystionie… Dobrze, że jesteś.
Osborn był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną. Jego twarz była surowa i nieprzenikniona. W kasztanowych, niemalże rudych, krótko obciętych włosach pojawiły się lekkie zakola. Właściciel OsCorp ubrany był tego dnia w nieskazitelny, niebieski garnitur. Mykos czuł się niemalże przewiercany na wylot przez czujne spojrzenie błękitnych oczu.
- Co takiego strasznego się stało, że aż chciałeś mnie widzieć?
- Nie stało się nic strasznego. Chciałem jednak prosić cię, żebyś zajął się pewną sprawą. Jednak chciałbym, żebyś zajął się tym nie jako prawnik OsCorp, jednak jako sprawą Pro Bono.
- O co chodzi?
- Czy imię i nazwisko Alicia Burke cokolwiek ci mówi?
Arystion przez moment szukał w swojej głowie informacji.
- Niestety, nie – przyznał po chwili.
- Alicia pracuje w naszym dziale robotyki. Jest inżynierem ze świetnymi wynikami. Pochodzi z Nowego Yorku z dość ubogiej rodziny. Niestety, jako jedyna ze swoich krewnych wyrwała się z pewnego błędnego koła. Wczoraj rozmawiała ze mną w sprawie swojego brata. – Norman usiadł przy biurku i przesunąwszy kubek z kawą, sięgnął po teczkę z aktami. – Ten idiota, jej brat, postanowił zorganizować napad na bank. No… Może nawet nie tyle zorganizować, co wziąć w nim udział. Sprawy szły dobrze, dopóki na miejscu nie pojawił się Spider-Man i jego nowa koleżaneczka. Słyszałeś, ze nazywają ją Anima? Anima to z łaciny dusza, co za idiota to wymyślił! – Pokręcił głową w wyrazie niedowierzania. – Wróćmy jednak do sprawy… Przestępcy, w większości, zostali ujęci i mają zostać oskarżeni. Alicia mówiła, że większość dobrych adwokatów odmówiła reprezentowania jej brata w sądzie, gdyż ta sprawa ma… Cóż, boją się idioci o własne tyłki. Uznałem, że dobrze będzie wesprzeć dziewczynę w takiej sytuacji. Chciałbym, żebyś wziął tę sprawę.
- Dopiero niedawno zdałem egzaminy pozwalające mi na praktykowanie prawa w Nowym Yorku. Dodatkowo nigdy nie zajmowałem się prawem karnym. Nie mam zielonego pojęcia o tym, jak należy poprowadzić tutaj sprawę kryminalną.
Arystion doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Norman nie proponuje pomocy jakiemuś podrzędnemu złodziejaszkowi z dobroci serca. Fakt, że siostra zatrzymanego pracowała dla firmy również nie miał z tą niespotykaną dobrocią wiele wspólnego. Musiało chodzić o coś więcej. Prawnik nie był jednak przekonany czy chce wiedzieć, jakie drugie dno kryło się za tym wszystkim.
- Jestem pewien, że sobie poradzisz – zapewnił Norman, jakby nie słyszał wcześniejszych słów prawnika. - Przygotowałem dla ciebie akta sprawy. Zajmij się tym, proszę.
Chociaż padło słowo „proszę”, Mykos doskonale wiedział, że to nie była prośba. To było polecenie służbowe. Miał się zająć tą sprawą i poprowadzić ją dobrze. Nawet jeśli miał wziąć tę sprawę jako nieobce adwokatom Pro Bono, to wiedział, że z jakiegoś powodu podrzędny złodziejaszek i jego przyszłość są niezwykle ważne dla OsCorp.

Miał duże doświadczenie w swojej pracy. Lata w zawodzie nauczyły go, że nie tylko nie biega się na każde skinienie szefa. Równie dobrze wiedział, że w pewnych sytuacjach najlepiej nie zadawać pytań, gdyż można się dowiedzieć znacznie więcej, niż chciałoby się wiedzieć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz