Stołówka,
jak zwykle, grzmiała gwarem rozmów. Chociaż zwykle każda z grup zajmująca
miejsce przy stołach znajdywała sobie własny temat do rozmów, tego dnia wszyscy
mówili tylko o jednym – tajemniczej postaci w czarnym stroju, która pojawiła
się w mieście. Ktokolwiek wstawił do sieci film, na którym widać, jak
zamaskowana postać rozprawia się szybko z trzema bandziorami, zadbał o to, żeby
wszyscy mieszkańcy Nowego Yorku dowiedzieli się o nim tak szybko, jak to
możliwe.
Peter
siedział z Nedem przy jednym ze stołów. Obaj byli w markotnym humorze. Peterowi
nie podobało się ogromne zainteresowanie, jakie wzbudziło w innych osobach
pojawienie się zamaskowanej dziewczyny. Ned zaś nie mógł przeboleć, że nie
udało mu się namierzyć autora filmiku. Nie to, że nie próbował. Dołożył
wszelkich starań i umiejętności, żeby dokopać się do odpowiedniego adresu IP.
Niestety, ktokolwiek umieścił film w internecie postarał się, żeby ukryć swoje
dane przed ciekawskimi.
-
Wiesz, jest tego dobra strona. – Ned próbował pocieszyć siebie i przyjaciela. –
Jak ludzie będą się tak interesować, to znajdziemy ją jeszcze szybciej.
Peter
chciał już coś odpowiedzieć ale zobaczył, że ktoś zbliża się do ich stolika.
Zina
ubrana była tego dnia w prosty podkoszulek z Darthem Vaderem i czarne jeansy.
Włosy, podobnie jak wcześniej, miała związane wysoko. Wyglądała na wyjątkowo
zadowoloną z siebie z tylko sobie znanego powodu. Parker nie wiedział czemu,
jednak odniósł wrażenie, że coś się w niej zmieniło przez raptem jeden dzień i
nie przypomina już tej spłoszonej dziewczyny, która weszła na zajęcia do sali
chemicznej.
-
Cześć – przywitała się z nimi, siadając na jednym z wolnych miejsc przy ich
stole. – Co tam ciekawego słychać?
-
Jakoś leci – odpowiedział Ned rozpromieniony.
Nagle
całe zmartwienie uleciało z chłopaka. Wydawał się być bardzo zadowolony, że
nowa dziewczyna w szkole, chociaż wzbudziła zainteresowanie wielu uczniów,
wybrała właśnie ich na towarzystwo w trakcie posiłku.
Peter
obserwował przyjaciela kątem oka. Miał nieodparte wrażenie, że na nagły
przypływ sympatii do Ziny wypłynął fakt, że dziewczyna zadeklarowała się jako
fanka Gwiezdnych Wojen.
-
Niezłe rzeczy się tu u was dzieją. – Zaśmiała się lekko. – Naloty obcych,
zamaskowani bohaterowie na pęczki. Ciekawe miasto! My mieliśmy tylko akcję z
Thorem przez te wszystkie lata!
-
Słyszałaś już o tej nowej… osobie. – Peter w ostatniej chwili ugryzł się w
język. Prawie powiedział „dziewczynie”. Wiedział, że na filmie nie da się
określić płci zamaskowanej postaci. Większość spekulantów uważała, że to
mężczyzna pojawił się w zaułku. Jedynym sposobem, żeby mieć pewność, jaką
chwile temu prawie się wykazał, to być na miejscu zdarzenia.
-
Kto nie słyszał! Może jestem tutaj nowa, jednak mam oczy i umiem korzystać z
komputera – mrugnęła do nich porozumiewawczo. – W sumie ciekawa sprawa.
Najlepsze, że to chyba dziewczyna.
-
Skąd to przypuszczenie?
Zina
zamrugała, zaskoczona jego pytaniem.
-
Widać na tym filmie jak się porusza. Nie starała się popisać siłą. No i była
bardzo mała. Raczej dziewczyna.
Peter
udawał, że się nad czymś przez chwilę zastanawia.
- No
ale wiesz… Dziewczyny raczej nie chwytają się takich zajęć.
-
Myślę, że Czarna Wdowa poczułaby się bardzo urażona twoimi słowami. Nie tylko
ona zresztą.
Na
to dictum Peter nie wiedział co odpowiedzieć.
-
Ciekawe, kiedy pojawi się następnym razem. Jaki ma plan i co to za jedna –
podjął Ned.
-
Och, myślę, że plan ma taki jak większość bohaterów. Chce pomagać ludziom.
-
Ale zasadniczo nie wiadomo czy jest bohaterką – kontynuował Cho. – Fakt, że
skopała tyłek jakimś bandziorom, to jeszcze nie znaczy, że jest po stronie tych
dobrych.
-
Nie, nie znaczy – zgodziła się Zina. – Powiedz mi jednak, jak określić
dokładnie czy ktoś jest dobry czy zły? Nawet jak taka szczególna osoba stara
się ratować wszystkich w około, to coś może pójść nie tak i komuś postronnemu
coś się stanie. Wtedy ten pozornie dobry jest zły dla poszkodowanego. Dodatkowo
bandziory mają zazwyczaj rodzinę. Chociażby ten ostatni typ, co u was grasował.
Jak mu było? – Zastanawiała się przez moment. – Nie ważne. Ważne jest jednak
to, że miał rodzinę. Ciekawe, jak ta rodzina się czuje. Ciekawe, czy lubią
Spider-Mana.
Peter
poczuł się tak, jakby dziewczyna przywaliła mu w twarz czymś wyjątkowo ciężkim.
Musiał zaczekać chwilę, zanim postanowił się odezwać.
-
To, że rodzina przestępcy nie lubi tego, kto go przymknął nie oznacza jeszcze,
że uznają go za złego. Ja w takiej sytuacji miałbym na miejscu Liz większe
pretensje do ojca, że popełnił przestępstwo niż do Spider-Mana za to, że go
złapał.
-
Liz? To wy znaliście tę dziewczynę – zainteresowała się Zina.
-
Chodziła z nami do szkoły – odpowiedział jej Ned. – Chodziła z Peterem.
-
Była twoją dziewczyną? – Zina, mocno zaskoczona, zwróciła się do Parkera.
- To
nie tak – wysyczał przez zaciśnięte zęby. W głowie rodził mu się niecny plan
zamordowania przyjaciela. - Umówiliśmy się na bal. Niewiele z tego wyszło…
Zresztą, nie mam ochoty o tym rozmawiać.
-
Przepraszam! – Uniosła w górę ręce w geście kapitulacji. – Nie miałam pojęcia,
że wchodzę na grząski grunt.
Peter
chciał już coś odpowiedzieć, jednak porzucił ten zamiar, dostrzegając, że do
ich stołu zbliżają się kolejne dwie osoby. Flash i Anna szli uśmiechając się
złośliwie. Peter wiedział, że będą kłopoty.
-
Hej, Zina – zwróciła się do dziewczyny blondynka. – Czemu z nimi siedzisz?
Chodź do nas.
-
Taaaa… Wiesz, jak będziesz zadawała się z Parkerem, to ludzie pomyślą, że
jesteś jakiś ostatni frajer. Jestem pewien, że to nieprawda, jednak jak ludzie
zaczną gadać, to będzie po tobie.
-
Dlaczego ludzie mieliby zacząć gadać? – zapytała Zina. – Z Peterem jest coś nie
tak? – Dodała konspiracyjnym szeptem, który wszyscy doskonale słyszeli.
- To
frajer bez życia. Lepiej znajdź sobie jakichś wartościowych znajomych. Jak
chcesz, to przy naszym stoliku jest wolne miejsce. Nie musisz z nimi zostawać.
Zin
przez krótką chwilę wyglądała tak, jakby się intensywnie nad czymś
zastanawiała. Peter miał wrażenie, że niemalże słyszy wszystkie trybiki
pracujące w jej głowie.
-
Powiedz mi, Flash, jak to jest… Rozumiem, że Peter to kiepskie towarzystwo,
tak? Jak jednak lepszym towarzystwem od niego ma być koleś, który może się
pochwalić, że jego głównym osiągnięciem życiowym jest szarpanie kasy od tatusia
na wszystkie swoje zachcianki?
Peter
otworzył usta, nie wierząc w to co słyszy. Chyba jeszcze nikt nie odezwał się
tak bezczelnie do Flasha, który swoimi własnymi kąśliwymi uwagami skutecznie
usadzał na miejscu wszystkich tych, którzy za nim nie przepadali.
Flash
musiał być w nie mniejszym szoku niż Peter. Przez dobrą chwilę nie wiedział, co
odpowiedzieć dziewczynie. Trząsł się ze złości, bezwiednie zaciskając dłonie w
pięści. Stojąca obok niego Anna zaczęła patrzyć na Zinę, jak na jakiegoś
wyjątkowo wstrętnego robaka.
-
Pożałujesz – warknął Flash i zrobiwszy w tył zwrot, zaczął iść w stronę swojego
stołu.
-
Moje zaproszenie do drużyny jest cofnięte – dodała Anna i pomaszerowała za
swoim chłopakiem.
-
Jeden problem z głowy – stwierdziła niewzruszona sytuacją Zina i wgryzła się w
wielkie jabłko trzymane w dłoni.
-
Ucz mnie, mój mistrzu – podsumował całą sytuację Ned.
Kiedy
Zina pojawiła się w szkole, jej przybycie nie zrobiło wielkiego wrażenia na
Peterze. Parker zajęty był własnymi sprawami. Miał tyle na głowie, że jedna
osoba więcej lub mniej w klasie nie robiła na nim najmniejszego wrażenia.
Jednak w momencie, kiedy Zina znokautowała Flasha w trakcie przerwy na
stołówce, jasnym się stało dla wszystkich, że dziwaczny duet przestał być
duetem i stał się drużyną.
Wraz
z jawnie okazaną Flashowi wzgardą, wszyscy uczniowie zgodnie stwierdzili, że od
teraz, nowa dziewczyna jest kumpelą Parkera i Cho – szkolnych dziwaków.
Szatynka zdawała się nie przejmować taką opinią wszystkich w około i chętnie
otworzyła się przed nowymi kolegami.
Kiedy
Peter słuchał, jak opowiadała o swoim życiu w Londynie uznał, że jest całkiem
fajna. Podobał się mu jej styl opowiadania – celne spostrzeżenia w różnych
tematach, kąśliwe komentarze i to dziwne poczucie humoru, które wykazywała.
Dzięki jej obecności nie mógł z Nedem rozmawiać o sprawach Spider-Mana i ku
własnemu zaskoczeniu stwierdził, że chyba to właśnie było mu potrzebne. Na
krótki moment przestał myśleć o swojej codzienności jako bohater i wrócił na
ziemię do szkolnego życia.
- Co
robicie po szkole? – zapytała Zina, kiedy przebrani w stroje gimnastyczne
zajęli miejsce na trybunach sali gimnastycznej. – Może po lekcjach
skoczylibyśmy na kawę?
-
Wiesz co, ja nie mogę – odpowiedział błyskawicznie Peter. – Moja ciocia
prosiła, żebym wrócił do razu do domu. Ma do mnie jakaś sprawę.
- Ja
niestety też nie dam rady. Mam lekcje kickboxingu – wypalił Ned.
Zina
otaksowała ich obu podejrzliwym spojrzeniem. Na Nedzie zatrzymała się na chwilę
dłużej, węsząc ewidentną ściemę.
-
Trochę szkoda. Ale wiecie, jak byście zmienili zdanie, to ja jestem chętna.
Jeśli nie chcecie się spotykać na mieście, to możecie wpaść do mnie. Poza mną i
gosposią nikogo nie będzie.
-
Dzisiaj nie ma opcji – zapewnił Peter. – Może jednak uda nam się umówić w
najbliższym czasie? Może w weekend?
-
Spoko. Jak na razie nie mam wiele zajęć poza szkołą.
-
Jak to – zdziwił się Ned przypominając sobie rozmowę dziewczyny z Anną z
poprzedniego dnia. – Annie powiedziałaś, że masz dużo zajęć i nie wiesz, czy
znajdziesz odpowiednio dużo wolnego, żeby przyłączyć się do drużyny.
-
Kłamałam – przyznała z niewinnym uśmiechem błądzącym na ustach. – Te całe
drużyny i szkolne życie imprezowiczów to nie moja bajka. Ja z tych, którzy
wolne chwile spędzają przy kompie i książkach. – Zamilkła na chwilę. – Zresztą
wiecie, nawet jak bym chciała się zapisać na taki kickboxing, to dopiero
rozglądam się za ciekawymi opcjami. Przypominam, że w mieście jestem raptem od
tygodnia.
- No
tak. – Ned pokiwał głową ze zrozumieniem.
-
Dobra, mili państwo, będziemy zaczynać! – Donośny głos trenera poniósł się po
sali, przyciągając uwagę uczniów. – Dzisiaj mamy u siebie gościa, który
wspólnie ze mną poprowadzi zajęcia. Tak, jak kiedyś wam obiecałem, zaczniemy
kurs samoobrony!
Po
sali poniósł się pełen podniecenia pomruk. O poprowadzenie zajęć z samoobrony
uczniowie prosili trenera od początku wcześniejszego roku szkolnego. Ciągle
obiecywano im, że będzie na to jeszcze czas. Większość nie mogła się doczekać,
gdyż dla wielu młodocianych szansa na skopanie tyłka nielubianemu koledze w
trakcie tych zajęć była nadzwyczaj kusząca.
-
Dobrze moi drodzy. Proszę dobierzcie się w pary. Rozpoczniemy trening.
Początek
lekcji był końcem rozmowy Ziny z kolegami. Ned i Peter stworzyli jedną z par
ćwiczących. Zina rozejrzawszy się w około dołączyła do nieznanej sobie,
osamotnionej dziewczyny.
Trener
i towarzysząca mu kobieta zaczęli prezentować różne chwyty i opowiadać o tym,
jak należy się bronić w razie ataku w różnych dziwnych sytuacjach. Po przemowie
i demonstracji, uczniowie mieli zacząć ćwiczyć między sobą.
Wszyscy
chętnie ruszyli do dzieła. Słychać było, jak co jakiś czas, ktoś wydaje z
siebie jęk bólu albo uderza z ogromną siłą, rzucony na przygotowaną specjalnie
matę. Na szczęście nikt nie uszkodził się w jakikolwiek sposób w trakcie
pierwszych minut ćwiczeń, dlaczego szybko zapanowało ogólne rozluźnienie i
swoboda.
Kiedy
zbliżał się koniec zajęć, Trener zadął w gwizdek, uciszając tym samym swoich
uczniów.
- No
dobrze, moi drodzy. To może ktoś chce nam pokazać, czego się dzisiaj nauczył?
Mamy jakichś chętnych.
- Ja
spróbuję! – Flash ruszył pewnie w stronę trenera.
-
Świetnie. Mamy napastnika! Ktoś chciałby postawić się w roli broniącego się.
-
Ja! – Zina podniosła dłoń. Widząc, że Trener skinął głową z przyzwoleniem,
ruszyła w jego stronę.
-
Zina… - Ned chwycił przechodzącą dziewczynę za ramię. – Uważaj, on ćwiczy judo.
I jestem pewien, że bardzo chętnie ci przyłoży.
- Na
to właśnie liczę – usłyszał w odpowiedzi.
Flash
i Zina stanęli naprzeciwko siebie na przygotowanej macie.
-
Flash atakuje, Zina się broni – zarządził Trener. – Zaczynajcie.
Flash
ruszył na dziewczynę podnosząc do góry rękę. Zina spokojnie czekała, aż jej
przeciwnik zbliży się odpowiednio. Kiedy miała taką możliwość, chwyciła Flasha
za nadgarstek. Sprawnie obróciła się o 180 stopni i wykorzystując dźwignię
zaprezentowaną wcześniej na ćwiczeniach, przerzuciła chłopaka przez swoje
ramię. Na tym powinno się skończyć. Większość osób na miejscu Flasha nie
mogłaby zdziałać więcej. Kilka lat ćwiczeń judo pomogły. Chłopak zawinął się na
macie jak piskorz i celnym kopnięciem na wysokości kolan dziewczyny, podciął
jej nogi. Zina runęła w tył. Nie upadła jednak. Wygięła się w łuk i
odepchnąwszy rękoma od maty, wylądowała ponownie na lekko ugiętych nogach.
Flash też zdążył się podnieść. Rozsierdzony wcześniejszym komentarzem Ziny i
porażką na macie, natarł ponownie. Widząc, że przeciwnik zbliża się szybko,
Zina padła na jedno kolano i wyprostowanym ramieniem gruchnęła Flasha w brzuch.
Na
sali zawrzało. Trener pochylił się nad chłopakiem, który zwijał się z bólu na
macie. Druga prowadząca zbliżyła się do Ziny.
-
Flash? Flasz, wszystko w porządku? – Zaniepokoił się mężczyzna.
-
Tak – dało się słyszeć wyjąkane z trudnością słowo. – Żyję.
-
Dobra robota dziewczyno! – pogratulowała Zinie prowadząca. – Ćwiczyłaś już
wcześniej samoobronę?
Zina
coś odpowiedziała kobiecie. Peter jednak nie słuchał. Stał jak wryty patrząc na
najbliższą ścianę. Przed oczami miał ciągle powtarzającą się sekwencję, w
której Zina padała na jedno kolano i nokautowała Flasha.
Nie,
to przecież niemożliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz