niedziela, 27 sierpnia 2017

Część I: Rozdział VII

- Spróbuj teraz!
Zina niepewnie popatrzyła na mechanizm zamocowany wokół jej przegubu. Kiedy Peter powiedział jej, że ma pewną niespodziankę, nie spodziewała się, że chodzi o dodatek do jej stroju. Musiała jednak przyznać, że pomysł, który został jej przestawiony, bardzo jej się spodobał.
W kostium, który nosiła, wmontowane było kilka przydatnych gadżetów. Obserwując w ciągu ostatnich dni możliwości Spider-Mana, miała jednak wrażenie, że posiada jedynie zubożałą wersję tego, co można określić jako strój bojowy. Zaczynała poważnie odczuwać w pewnych sytuacjach braki własnego wyposażenia.
Chociaż sama nigdy nie zdecydowałaby się na gmeranie przy arcydziele swojej matki, Peter nie miał takich skrupułów. Wspólnie z Nedem opracowali coś, co miało jej pomóc zarówno w poruszaniu się po mieście, jak i łapaniu złoczyńców.
Tego dnia, w trakcie ćwiczeń w magazynie, Peter przedstawił jej nowe urządzenie. Były to dwie bransolety, w których znajdował się mechanizm wyrzutni, podobny do wyrzutni sieci w pierwotnym stroju Spider-Mana, jak to określił Peter.
W wyrzutniach przygotowanych dla Ziny nie znajdowała się jednak pajęcza sieć. Dziewczyna otrzymała kilkanaście wymiennych zwoi z niezwykle wytrzymałą linką. Na jej końcu znajdował się niewielki hak, który miał umożliwić unieruchomienie przeciwnika oraz związanie go w razie potrzeby.
Peter odsunął się od niej na odległość kilku kroków, dając jej przestrzeń, której potrzebowała, żeby wypróbować nową zabawkę.
Odgięła gwałtownym ruchem nadgarstek. Mechanizm zaświszczał lekko, a długa lina wystrzeliła w powietrze, żeby po przebyciu kilku metrów wbić się hakiem w ścianę magazynu.
Zina poruszyła lekko ręką, żeby odczepić hak od ściany. Niestety przedmiot utknął głęboko. Szarpnęła mocniej. Linka odskoczyła. Mechanizm ponownie zaszumiał a lina nawinęła się na zwój. Niewiele jednak brakowało, żeby hak powracający na swoje miejsce uderzył dziewczynę w twarz. Uchyliła się w ostatniej chwili pewna, że zachowanie oka zawdzięcza w tym momencie jedynie swoim nad wyraz rozwiniętym instynktom.
- Było blisko – zauważyła.
- Niestety nie mamy takich możliwości, żeby wbudować w to jakiś chip i stworzyć podsystem dla wyrzutni – przyznał niechętnie Peter. – Jeśli będziesz chciała z nich korzystać, będziesz musiała to przećwiczyć. Nawet z takiej pozycji istnieją pewne możliwości, jeśli chodzi o nadanie odpowiedniej trajektorii lotu liny. – Ustawił się obok dziewczyny i zaczął wykonywać płynne ruchy rękoma. Zina uśmiechnęła się lekko, widząc, że chłopak najwyraźniej znajduje się w swoim żywiole. – Jeśli się nie mylę, twój komputer powinien być w stanie po jakimś czasie zacząć przeliczać konkretne parametry i stworzyć system podpowiedzi na temat tego, jaką pozycję powinnaś przyjąć uruchamiając wyrzutnię.
- Przećwiczę to – obiecała. – Poza tym i tak odwaliliście we dwóch kawał dobrej roboty. Sama bym w życiu nie wpadła, żeby zrobić coś takiego – przyznała.
Zwróciła się w stronę jednej z podpór, które podtrzymywały biegnący nad ich głowami podest. Wykonała zamach po łuku, zwalniając równocześnie mechanizm. Lina wystrzeliła, podążając za ruchem jej ramienia. Kiedy napotkała przeszkodę w postaci podpory, owinęła się wokół niej. Hak zaczepił się i zablokował linę. Gdyby na miejscu podpory znajdował się jakiś człowiek, niemiałby od tego momentu większych szans na ucieczkę.
- No dobra, co teraz? – zwróciła się do Petera. – Nie ma szans, żeby to odplątać.
- Popatrz tutaj. - Ujął jej rękę i lekko przekręcił, żeby pokazać jej dokładnie mechanizm. Przesunął palec nad jeden z przycisków. – W tym miejscu zwalniasz linę.
Wcisnął przycisk. Coś zachrzęściło we wnętrzu urządzenia, po czym szpula, na którą nawinięta była lina, wyskoczyła z urządzenia. Peter wziął kolejny, przygotowany już wcześniej nabój i wsunął na miejsce. Mechanizm jeszcze raz wydał z siebie dziwny dźwięk.
- Teraz znów możesz strzelać - zapewnił na spokojnie. Będziesz musiała się do tego przyzwyczaić. No i koniecznie musisz pamiętać, żeby ta część tutaj – wskazał na umocowany do linki hak – była w tym miejscu. Inaczej nie zadziała.
Zina przybliżyła do siebie ręce i przyglądała się dokładnie bransoletom.
Już wiedziała, że skuteczne korzystanie z projektu Petera będzie wymagało długich godzin ćwiczeń. Co wydało jej się odrobinę zabawne, znacznie trudniejszą częścią wydało jej się zmienianie szpul z linkami, niż samo strzelanie. Lewą rękę zmieni się łatwo, jednak prawa… Cóż, będzie problem. No i w czasie zmiany nie będzie mogła korzystać z żadnej ręki. Jeśli zdecyduje się na wystrzelenie liny celem unieruchomienia czegoś, to będzie musiała uważać, wszystko dokładnie przemyśleć zawczasu. Swoją drogą czy uda jej się kontrolować hak zamieszczony na samym początku liny przy pomocy telekinezy, pomimo tego, że będzie on leciał z tak dużą prędkością?
Kiedy Peter wpadł na pomysł zaprojektowania wyrzutni dla Ziny nie był pewien, czy jego pomysł się jej spodoba. Widząc jednak, jak dziewczyna z zainteresowaniem przygląda się bransoletom na jej rękach, czuł pewną satysfakcję. Praca nad urządzeniami, chociaż pochłonęła kilka ostatnich nocy okazała się warta niewyspania.
- Będę musiała się do tego przyzwyczaić – odezwała się nagle Zina. – Wiesz, żebym przypadkiem nie odpaliła tego ustrojstwa w najmniej odpowiednim momencie.
- Dobrze by było. Nie chciałbym dostać niespodziewanie w plecy.
Zina zaśmiała się, wyobraziwszy sobie taką scenę.
- Postaram się nie uszkodzić cię w międzyczasie.
- Ej, słuchajcie – niespodziewanie odezwał się głos Neda w ich słuchawkach. – Mamy napad na bank. Trzy przecznice od was. Skrzyżowanie 8. i Hudson.
- W drodze – zakomunikował Peter.

- Policja dostała wezwanie trzy minuty temu z alarmu odpalonego przez jednego z pracowników. Nie wiadomo ile jest napastników i czy są uzbrojeni.
Ned relacjonował sytuację, kiedy Zina i Peter wylądowali zgrabnie na dachu budynku, w którym znajdował się bank.
- Raczej nie napadasz na bank z gołymi rękoma. Gdzie jest policja? – Skomentowała dziewczyna, uznając, że napadanie na bank bez jakiejkolwiek broni byłoby szczytem głupoty ze strony napadających.
- W drodze. Powinni być na miejscu za jakieś 5 minut – rzucił Ned, pozostawiając jej słowa bez odpowiedzi.
Zina i Peter przesunęli się na skraj dachu i spojrzeli w dół na ulicę. W oddali dało się słyszeć syreny radiowozów zbliżających się do banku. Nic jednak nie wskazywało, żeby coś się działo na samej ulicy. Było późne popołudnie, bank powinien się właśnie zamykać, a w okolicy nie kręciło się wielu przechodniów.
Zina zauważyła starą, niebieską furgonetkę stojącą nieopodal. Wskazała ją Peterowi, który skinął głową. Domyślał się, że tędy właśnie spróbują uciec przestępcy.
Dźwięk serii z pistoletu maszynowego rozdarł powietrze. Drzwi do banku otworzył się na oścież i na ulicę wypadło czterech zamaskowanych mężczyzn. Jeden z nich dzierżył pistolet maszynowy. Pozostali wyposażeni byli w mniejszą broń, której Zina nie potrafiła dokładnie zidentyfikować z takiej odległości. Na ramionach dźwigali duże torby, które musiały być wypełnione zrabowaną gotówką.
- I całe planowanie w pizdu – powiedziała do siebie dziewczyna, skacząc w dół.
Nie musiała oglądać się za siebie, żeby wiedzieć, że Peter już ruszył za człowiekiem z bronią.
Wylądowała lekko na ulicy. Trzech mężczyzn z torbami rzuciło się w stronę zaparkowanego vana, którego wypatrzyli wcześniej. Auto w tym momencie było już na chodzie. Tylne drzwi samochodu, prowadzące do obszernej przestrzeni ładunkowej, właśnie się otworzyły. Przez chwilę pokazał się w nich mężczyzna, który najpewniej był kierowcą. Dwóch mężczyzn, którzy byli najbliżej samochodu wrzuciło na pakę torby z gotówką. Z bronią gotową do wystrzału odwrócili się w stronę Ziny, chcąc umożliwić dobiegnięcie do samochodu koledze.
Wiedząc, że wyszarpnięcie broni poprzez telekinezę jest zbyt niebezpieczne, skierowała swoją moc na ostatniego mężczyznę. Zamaskowany osobnik krzyknął, kiedy jego ciało, ciągnięte nieznaną mu siłą, runęło w tył.
Broń wystrzeliła. Zina miała pewność, że nie trafią. Ich kolega znajdował się na linii strzału i oddanie pierwszej salwy miało na celu głównie ją wystraszyć i zniechęcić do pościgu.
- Ruszaj – krzyknął jeden z uzbrojonych, wskakując do samochodu.
Przeskoczyła nad powalonym mężczyzną, zostawiając go Peterowi i ruszyła za samochodem, który właśnie odjeżdżał z zajmowanego miejsca. Drzwi, prowadzące do wnętrz samochodu, jeszcze się nie zamknęły. Widziała wyraźnie obu mężczyzn i wiedziała, że musi ich zatrzymać.
Wystrzeliła pierwszą linę, jednak chybiła celu. Hak, zamiast w samochodzie, utknął w jednej z toreb. Zaklęła szpetnie i pospiesznie zwolniła mechanizm w bransolecie, nie zatrzymując się nawet na chwilę. Wystrzeliła pocisk z drugiej ręki. Jak się okazało, strzelanie lewą ręką, która nie była dominująca, było jeszcze trudniejsze. Lina minęła samochód o kilka centymetrów i bezwładnie opadła na uliczny beton.
Dziewczyna miała ochotę krzyczeć. Bandziory właśnie uciekały, a ona nie miała pomysłu, jak sprawę rozwiązać. Skopać im tyłki przed dotarciem do auta? Z tym nie miałaby większych problemów, gdyby zdążyła ich złapać. Niestety, kiedy znaleźli się w nabierającym prędkości vanie, nie wiedziała, co zrobić.
Ostatecznie jeden, jedyny pomysł wpadł jej do głowy. I wiedziała, że nie był to dobry pomysł. Musiała jednak spróbować.
Włożyła w to całą swoją telekinetyczną siłę i spróbowała szarpnąć samochodem. Poczuła ból rozprzestrzeniający się po całym jej ciele, kiedy jej moc spotkała się z energią rozpędzonego samochodu. Zaczęła krzyczeć z bólu. Nie miała jednak pojęcia, że to robi. Nieznośny szum krwi, który niespodziewanie pojawił się w jej głowie, zagłuszał wszystkie inne dźwięki z otoczenia. Widziała, że auto zwalnia i nie mogła sobie pozwolić na to, żeby teraz przestać. Spróbowała szarpnąć mocą jeszcze raz w swoją stronę. Auto zwolniło jeszcze bardziej.
Poczuła, że zaczyna się jej kręcić w głowie. Nie chciała jednak puścić.
W końcu jednak musiała przyznać się do porażki, gdyż chociaż auto zatrzymało się całkowicie, nie mogła tego zobaczyć.
Zemdlała.

Peter zeskoczył na ziemię i jednym wprawnym strzałem wyszarpnął broń napastnikowi. Odpowiedni pocisk sieci wystarczył, żeby broń została trwale przytwierdzona do ziemi. Kiedy karabin maszynowy stał się całkowicie bezużyteczny dla swojego właściciela, Peter skupił się na samym mężczyźnie.
Spodziewał się, że rozbrojony mężczyzna zacznie uciekać. Rabuś nie miał jednak zamiaru dać tak łatwo dać za wygraną. Chciał dotrzeć do samochodu, od którego dzielili go Peter i Zina.
Spider-Man uchylił się w ostatniej chwili przed rozpędzoną pięścią. Sparował kolejny cios i uskakując na bok wystrzelił ponownie sieć. Lepka przędza oplotła ciało mężczyzny. Doprawił solidnym kopnięciem i jego przeciwnik znalazł się na ziemi.
Nie mogąc tracić więcej czasu, odwrócił się w stronę pozostałych napastników.
Zina biegła właśnie za oddalającym się samochodem. Widział wyraźnie, jak próbowała trafić w vana swoją nową zabawką, jednak przy obydwu próbach chybiła.
Ruszył w jej stronę. Po drodze obezwładnił kolejnego przeciwnika, który właśnie podnosił się z ziemi i zaczynał mierzyć do dziewczyny z broni.
Stracił ją z oczu tylko na chwilę. Kiedy jednak usłyszał, jak krzyczy, znów na nią spojrzał. Stała nieruchomo z rękoma wyciągniętymi przed siebie i krzyczała. Peter był w szoku, kiedy zobaczył, że niebieska furgonetka, którą próbowali uciec złodzieje, zaczyna zwalniać.
Nie chcąc dłużej czekać, skoczył w górę. Asekurując się siecią, przepłynął w powietrzu na dość znaczną odległość i wylądował na samochodzie, który w tym momencie stał już nieruchomo.
Wyszarpnął z samochodu drzwi od strony kierowcy i na oślep strzelając siecią, przytwierdził człowieka do samochodu.
Dwaj napastnicy, którzy znajdowali się na tyle furgonetki, właśnie zaczęli uciekać jedną z ulic. Mieli jednak pecha, gdyż właśnie zza zakrętu wyłoniły się dwa radiowozy. Nie widząc dla siebie żadnej innej drogi ucieczki, poddali się, unosząc ręce w obronnym geście.
Pojawienie policji oznaczało dla Petera jedno – to był czas, żeby uciekać. Z Ziną odwalili kawał dobrej roboty zajmując rabusiów do czasu przyjazdu policji, jednak teraz powinni zniknąć funkcjonariuszom z oczu. Panowie w niebieskich mundurach nie przepadali za miejskimi bohaterami samowolnie włączającymi się do akcji.
Odwrócił się w stronę banku. Zina leżała na ziemi. Kiedy podszedł do niej, zorientował się, że jest nieprzytomna.
Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, nigdzie nie było widać również dwóch pojmanych wcześniej przez niego złodziei.

Ucieczka dwóch przestępców, którzy zostali opleceni sieciami, wydawała się Peterowi niezwykle dziwna. Uznał jednak, że teraz nie ma możliwości zastanowić się nad sytuacją. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz