-
Spróbuj teraz!
Zina
niepewnie popatrzyła na mechanizm zamocowany wokół jej przegubu. Kiedy Peter
powiedział jej, że ma pewną niespodziankę, nie spodziewała się, że chodzi o
dodatek do jej stroju. Musiała jednak przyznać, że pomysł, który został jej
przestawiony, bardzo jej się spodobał.
W
kostium, który nosiła, wmontowane było kilka przydatnych gadżetów. Obserwując w
ciągu ostatnich dni możliwości Spider-Mana, miała jednak wrażenie, że posiada
jedynie zubożałą wersję tego, co można określić jako strój bojowy. Zaczynała
poważnie odczuwać w pewnych sytuacjach braki własnego wyposażenia.
Chociaż
sama nigdy nie zdecydowałaby się na gmeranie przy arcydziele swojej matki,
Peter nie miał takich skrupułów. Wspólnie z Nedem opracowali coś, co miało jej
pomóc zarówno w poruszaniu się po mieście, jak i łapaniu złoczyńców.
Tego
dnia, w trakcie ćwiczeń w magazynie, Peter przedstawił jej nowe urządzenie.
Były to dwie bransolety, w których znajdował się mechanizm wyrzutni, podobny do
wyrzutni sieci w pierwotnym stroju Spider-Mana, jak to określił Peter.
W
wyrzutniach przygotowanych dla Ziny nie znajdowała się jednak pajęcza sieć.
Dziewczyna otrzymała kilkanaście wymiennych zwoi z niezwykle wytrzymałą linką.
Na jej końcu znajdował się niewielki hak, który miał umożliwić unieruchomienie
przeciwnika oraz związanie go w razie potrzeby.
Peter
odsunął się od niej na odległość kilku kroków, dając jej przestrzeń, której
potrzebowała, żeby wypróbować nową zabawkę.
Odgięła
gwałtownym ruchem nadgarstek. Mechanizm zaświszczał lekko, a długa lina
wystrzeliła w powietrze, żeby po przebyciu kilku metrów wbić się hakiem w
ścianę magazynu.
Zina
poruszyła lekko ręką, żeby odczepić hak od ściany. Niestety przedmiot utknął
głęboko. Szarpnęła mocniej. Linka odskoczyła. Mechanizm ponownie zaszumiał a
lina nawinęła się na zwój. Niewiele jednak brakowało, żeby hak powracający na
swoje miejsce uderzył dziewczynę w twarz. Uchyliła się w ostatniej chwili
pewna, że zachowanie oka zawdzięcza w tym momencie jedynie swoim nad wyraz
rozwiniętym instynktom.
-
Było blisko – zauważyła.
-
Niestety nie mamy takich możliwości, żeby wbudować w to jakiś chip i stworzyć
podsystem dla wyrzutni – przyznał niechętnie Peter. – Jeśli będziesz chciała z
nich korzystać, będziesz musiała to przećwiczyć. Nawet z takiej pozycji
istnieją pewne możliwości, jeśli chodzi o nadanie odpowiedniej trajektorii lotu
liny. – Ustawił się obok dziewczyny i zaczął wykonywać płynne ruchy rękoma.
Zina uśmiechnęła się lekko, widząc, że chłopak najwyraźniej znajduje się w swoim
żywiole. – Jeśli się nie mylę, twój komputer powinien być w stanie po jakimś
czasie zacząć przeliczać konkretne parametry i stworzyć system podpowiedzi na
temat tego, jaką pozycję powinnaś przyjąć uruchamiając wyrzutnię.
-
Przećwiczę to – obiecała. – Poza tym i tak odwaliliście we dwóch kawał dobrej
roboty. Sama bym w życiu nie wpadła, żeby zrobić coś takiego – przyznała.
Zwróciła
się w stronę jednej z podpór, które podtrzymywały biegnący nad ich głowami podest.
Wykonała zamach po łuku, zwalniając równocześnie mechanizm. Lina wystrzeliła,
podążając za ruchem jej ramienia. Kiedy napotkała przeszkodę w postaci podpory,
owinęła się wokół niej. Hak zaczepił się i zablokował linę. Gdyby na miejscu
podpory znajdował się jakiś człowiek, niemiałby od tego momentu większych szans
na ucieczkę.
- No
dobra, co teraz? – zwróciła się do Petera. – Nie ma szans, żeby to odplątać.
-
Popatrz tutaj. - Ujął jej rękę i lekko przekręcił, żeby pokazać jej dokładnie
mechanizm. Przesunął palec nad jeden z przycisków. – W tym miejscu zwalniasz
linę.
Wcisnął
przycisk. Coś zachrzęściło we wnętrzu urządzenia, po czym szpula, na którą
nawinięta była lina, wyskoczyła z urządzenia. Peter wziął kolejny, przygotowany
już wcześniej nabój i wsunął na miejsce. Mechanizm jeszcze raz wydał z siebie
dziwny dźwięk.
-
Teraz znów możesz strzelać - zapewnił na spokojnie. Będziesz musiała się do
tego przyzwyczaić. No i koniecznie musisz pamiętać, żeby ta część tutaj –
wskazał na umocowany do linki hak – była w tym miejscu. Inaczej nie zadziała.
Zina
przybliżyła do siebie ręce i przyglądała się dokładnie bransoletom.
Już
wiedziała, że skuteczne korzystanie z projektu Petera będzie wymagało długich
godzin ćwiczeń. Co wydało jej się odrobinę zabawne, znacznie trudniejszą
częścią wydało jej się zmienianie szpul z linkami, niż samo strzelanie. Lewą
rękę zmieni się łatwo, jednak prawa… Cóż, będzie problem. No i w czasie zmiany
nie będzie mogła korzystać z żadnej ręki. Jeśli zdecyduje się na wystrzelenie
liny celem unieruchomienia czegoś, to będzie musiała uważać, wszystko dokładnie
przemyśleć zawczasu. Swoją drogą czy uda jej się kontrolować hak zamieszczony
na samym początku liny przy pomocy telekinezy, pomimo tego, że będzie on leciał
z tak dużą prędkością?
Kiedy
Peter wpadł na pomysł zaprojektowania wyrzutni dla Ziny nie był pewien, czy
jego pomysł się jej spodoba. Widząc jednak, jak dziewczyna z zainteresowaniem
przygląda się bransoletom na jej rękach, czuł pewną satysfakcję. Praca nad
urządzeniami, chociaż pochłonęła kilka ostatnich nocy okazała się warta
niewyspania.
-
Będę musiała się do tego przyzwyczaić – odezwała się nagle Zina. – Wiesz, żebym
przypadkiem nie odpaliła tego ustrojstwa w najmniej odpowiednim momencie.
-
Dobrze by było. Nie chciałbym dostać niespodziewanie w plecy.
Zina
zaśmiała się, wyobraziwszy sobie taką scenę.
-
Postaram się nie uszkodzić cię w międzyczasie.
-
Ej, słuchajcie – niespodziewanie odezwał się głos Neda w ich słuchawkach. –
Mamy napad na bank. Trzy przecznice od was. Skrzyżowanie 8. i Hudson.
- W
drodze – zakomunikował Peter.
-
Policja dostała wezwanie trzy minuty temu z alarmu odpalonego przez jednego z
pracowników. Nie wiadomo ile jest napastników i czy są uzbrojeni.
Ned
relacjonował sytuację, kiedy Zina i Peter wylądowali zgrabnie na dachu budynku,
w którym znajdował się bank.
-
Raczej nie napadasz na bank z gołymi rękoma. Gdzie jest policja? – Skomentowała
dziewczyna, uznając, że napadanie na bank bez jakiejkolwiek broni byłoby
szczytem głupoty ze strony napadających.
- W
drodze. Powinni być na miejscu za jakieś 5 minut – rzucił Ned, pozostawiając
jej słowa bez odpowiedzi.
Zina
i Peter przesunęli się na skraj dachu i spojrzeli w dół na ulicę. W oddali dało
się słyszeć syreny radiowozów zbliżających się do banku. Nic jednak nie
wskazywało, żeby coś się działo na samej ulicy. Było późne popołudnie, bank
powinien się właśnie zamykać, a w okolicy nie kręciło się wielu przechodniów.
Zina
zauważyła starą, niebieską furgonetkę stojącą nieopodal. Wskazała ją Peterowi,
który skinął głową. Domyślał się, że tędy właśnie spróbują uciec przestępcy.
Dźwięk
serii z pistoletu maszynowego rozdarł powietrze. Drzwi do banku otworzył się na
oścież i na ulicę wypadło czterech zamaskowanych mężczyzn. Jeden z nich
dzierżył pistolet maszynowy. Pozostali wyposażeni byli w mniejszą broń, której
Zina nie potrafiła dokładnie zidentyfikować z takiej odległości. Na ramionach
dźwigali duże torby, które musiały być wypełnione zrabowaną gotówką.
- I
całe planowanie w pizdu – powiedziała do siebie dziewczyna, skacząc w dół.
Nie
musiała oglądać się za siebie, żeby wiedzieć, że Peter już ruszył za
człowiekiem z bronią.
Wylądowała
lekko na ulicy. Trzech mężczyzn z torbami rzuciło się w stronę zaparkowanego
vana, którego wypatrzyli wcześniej. Auto w tym momencie było już na chodzie.
Tylne drzwi samochodu, prowadzące do obszernej przestrzeni ładunkowej, właśnie
się otworzyły. Przez chwilę pokazał się w nich mężczyzna, który najpewniej był
kierowcą. Dwóch mężczyzn, którzy byli najbliżej samochodu wrzuciło na pakę
torby z gotówką. Z bronią gotową do wystrzału odwrócili się w stronę Ziny,
chcąc umożliwić dobiegnięcie do samochodu koledze.
Wiedząc,
że wyszarpnięcie broni poprzez telekinezę jest zbyt niebezpieczne, skierowała
swoją moc na ostatniego mężczyznę. Zamaskowany osobnik krzyknął, kiedy jego
ciało, ciągnięte nieznaną mu siłą, runęło w tył.
Broń
wystrzeliła. Zina miała pewność, że nie trafią. Ich kolega znajdował się na
linii strzału i oddanie pierwszej salwy miało na celu głównie ją wystraszyć i
zniechęcić do pościgu.
-
Ruszaj – krzyknął jeden z uzbrojonych, wskakując do samochodu.
Przeskoczyła
nad powalonym mężczyzną, zostawiając go Peterowi i ruszyła za samochodem, który
właśnie odjeżdżał z zajmowanego miejsca. Drzwi, prowadzące do wnętrz samochodu,
jeszcze się nie zamknęły. Widziała wyraźnie obu mężczyzn i wiedziała, że musi
ich zatrzymać.
Wystrzeliła
pierwszą linę, jednak chybiła celu. Hak, zamiast w samochodzie, utknął w jednej
z toreb. Zaklęła szpetnie i pospiesznie zwolniła mechanizm w bransolecie, nie
zatrzymując się nawet na chwilę. Wystrzeliła pocisk z drugiej ręki. Jak się
okazało, strzelanie lewą ręką, która nie była dominująca, było jeszcze
trudniejsze. Lina minęła samochód o kilka centymetrów i bezwładnie opadła na
uliczny beton.
Dziewczyna
miała ochotę krzyczeć. Bandziory właśnie uciekały, a ona nie miała pomysłu, jak
sprawę rozwiązać. Skopać im tyłki przed dotarciem do auta? Z tym nie miałaby
większych problemów, gdyby zdążyła ich złapać. Niestety, kiedy znaleźli się w
nabierającym prędkości vanie, nie wiedziała, co zrobić.
Ostatecznie
jeden, jedyny pomysł wpadł jej do głowy. I wiedziała, że nie był to dobry
pomysł. Musiała jednak spróbować.
Włożyła
w to całą swoją telekinetyczną siłę i spróbowała szarpnąć samochodem. Poczuła
ból rozprzestrzeniający się po całym jej ciele, kiedy jej moc spotkała się z
energią rozpędzonego samochodu. Zaczęła krzyczeć z bólu. Nie miała jednak
pojęcia, że to robi. Nieznośny szum krwi, który niespodziewanie pojawił się w
jej głowie, zagłuszał wszystkie inne dźwięki z otoczenia. Widziała, że auto
zwalnia i nie mogła sobie pozwolić na to, żeby teraz przestać. Spróbowała
szarpnąć mocą jeszcze raz w swoją stronę. Auto zwolniło jeszcze bardziej.
Poczuła,
że zaczyna się jej kręcić w głowie. Nie chciała jednak puścić.
W
końcu jednak musiała przyznać się do porażki, gdyż chociaż auto zatrzymało się
całkowicie, nie mogła tego zobaczyć.
Zemdlała.
Peter
zeskoczył na ziemię i jednym wprawnym strzałem wyszarpnął broń napastnikowi.
Odpowiedni pocisk sieci wystarczył, żeby broń została trwale przytwierdzona do
ziemi. Kiedy karabin maszynowy stał się całkowicie bezużyteczny dla swojego
właściciela, Peter skupił się na samym mężczyźnie.
Spodziewał
się, że rozbrojony mężczyzna zacznie uciekać. Rabuś nie miał jednak zamiaru dać
tak łatwo dać za wygraną. Chciał dotrzeć do samochodu, od którego dzielili go
Peter i Zina.
Spider-Man
uchylił się w ostatniej chwili przed rozpędzoną pięścią. Sparował kolejny cios
i uskakując na bok wystrzelił ponownie sieć. Lepka przędza oplotła ciało
mężczyzny. Doprawił solidnym kopnięciem i jego przeciwnik znalazł się na ziemi.
Nie
mogąc tracić więcej czasu, odwrócił się w stronę pozostałych napastników.
Zina
biegła właśnie za oddalającym się samochodem. Widział wyraźnie, jak próbowała
trafić w vana swoją nową zabawką, jednak przy obydwu próbach chybiła.
Ruszył
w jej stronę. Po drodze obezwładnił kolejnego przeciwnika, który właśnie
podnosił się z ziemi i zaczynał mierzyć do dziewczyny z broni.
Stracił
ją z oczu tylko na chwilę. Kiedy jednak usłyszał, jak krzyczy, znów na nią
spojrzał. Stała nieruchomo z rękoma wyciągniętymi przed siebie i krzyczała. Peter
był w szoku, kiedy zobaczył, że niebieska furgonetka, którą próbowali uciec
złodzieje, zaczyna zwalniać.
Nie
chcąc dłużej czekać, skoczył w górę. Asekurując się siecią, przepłynął w
powietrzu na dość znaczną odległość i wylądował na samochodzie, który w tym
momencie stał już nieruchomo.
Wyszarpnął
z samochodu drzwi od strony kierowcy i na oślep strzelając siecią,
przytwierdził człowieka do samochodu.
Dwaj
napastnicy, którzy znajdowali się na tyle furgonetki, właśnie zaczęli uciekać
jedną z ulic. Mieli jednak pecha, gdyż właśnie zza zakrętu wyłoniły się dwa
radiowozy. Nie widząc dla siebie żadnej innej drogi ucieczki, poddali się,
unosząc ręce w obronnym geście.
Pojawienie
policji oznaczało dla Petera jedno – to był czas, żeby uciekać. Z Ziną odwalili
kawał dobrej roboty zajmując rabusiów do czasu przyjazdu policji, jednak teraz
powinni zniknąć funkcjonariuszom z oczu. Panowie w niebieskich mundurach nie
przepadali za miejskimi bohaterami samowolnie włączającymi się do akcji.
Odwrócił
się w stronę banku. Zina leżała na ziemi. Kiedy podszedł do niej, zorientował
się, że jest nieprzytomna.
Ku
jego wielkiemu zaskoczeniu, nigdzie nie było widać również dwóch pojmanych
wcześniej przez niego złodziei.
Ucieczka
dwóch przestępców, którzy zostali opleceni sieciami, wydawała się Peterowi niezwykle
dziwna. Uznał jednak, że teraz nie ma możliwości zastanowić się nad sytuacją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz