niedziela, 6 sierpnia 2017

Część I: Rozdział I

- Jak było? Masz jakieś plany na najbliższy czas? Będziesz potrzebować swojego człowieka z centrali? Przez ostatnie dwa tygodnie sprałeś komuś konkretnemu tyłek?
Peter zamknął szkolną szafkę i spojrzał na swojego przyjaciela z żądzą mordu malującą się w ciemnych oczach.
Ned ostatnie dwa tygodnie wakacji spędził poza Nowym Yorkiem. Przez ten czas był odcięty od internetu, telefonu i wszelkich wiadomości o poczynaniach swojego najlepszego kumpla Spider – Mana. Kiedy tylko wpadł na Petera w drodze do szkoły postanowi nadrobić zaległości. Na razie jednak nie pozwalał dojść do słowa swojemu najlepszemu przyjacielowi i sam wyrzucał z siebie grad pytań.
- Jezu, Ned – Peter spojrzał na boki, chcąc upewnić się, że nikt nie przysłuchuje się ich rozmowie. – Tyle razy prosiłem cię, żebyś był w tej sprawie cicho.
- Ale ja muszę wiedzieć! – pulchny chłopak zaskomlał, składając ręce jak do modlitwy. – Tyle czasu byłem poza miastem. Muszę wiedzieć, co się działo przez ten czas.
- Nic się nie działo – odparł Peter zgodnie z prawdą. – Od czasu tej sprawy… - chłopak zamilkł na chwilę. – No, wiesz… -- zrobił nieokreślony ruch głową – to w sumie wszystko w porządku. Jakoś czas leci.
- Szkoda, ze Liz musiała się przez to przeprowadzić, co? Tak dobrze ci już szło.
- Weź, daj spokój.
Sprawa Liz i jej ojca była tematem, którego wolał nie poruszać. Wiedział, że w tamtym czasie postąpił dobrze i za nic by nie zmienił swojej decyzji, jednak na wspomnienie dziewczyny, która skradła jego serce, czuł dziwny uścisk w żołądku. Szczególnie, że wiedział, iż więcej jej nie zobaczy.
Wspólnie z Nedem weszli do laboratorium chemicznego i zajęli swoje miejsca przy jednym z  długich stołów na samym końcu klasy. Pozostali uczniowie powoli schodzili się na zajęcia. Większość z nich była niezwykle rozemocjonowana spotkaniem znajomych po długiej przerwie.
Stół przed Peterem i Nedem zajęły trzy rozgadane dziewczyny. Młody Parker ucieszył się z tego powodu, gdyż tak bliska obecność osób postronnych oznaczała, że Ned chociaż na chwilę przestanie zadawać uciążliwe pytania.
I nie, nie chodzi o to, że Peter nie miał ochoty na nie odpowiadać. Jeśli tylko w mieście wydarzyłoby się coś ciekawego, chętnie opisałby sytuację przyjacielowi ze wszystkimi najdrobniejszymi szczegółami. Niestety, odkąd sprawa Sępa zakończyła się pomyślnie, Spider – Man wrócił do łapania kieszonkowców, wandali i młodocianych przestępców, którzy postanowili zaszaleć na ulicach miasta. Przez dwa miesiące w Queens nie pojawiła się żadna gruba ryba warta szczególnej uwagi.
Peter mógł przez chwile cieszyć się uwielbieniem społeczeństwa, jakim został otoczony Spider – Man. Nawet jeśli nikt nie wiedział, kto czai się za maską czerwono – niebieskiego kostiumu, zainteresowanie ludzi pochlebiało Parkerowi. Minął jednak pewien czas i chociaż nikt o bohaterze z sąsiedztwa nie zapomniał, to wzbudzał on zdecydowanie mniej emocji.
- Słyszałyście o tej nowej dziewczynie – odezwała się w końcu jedna z uczennic siedzących przez Peterem i Nedem. Wszyscy w zasięgu słuchu zwrócili się w jej stronę.
- Anna, o jakiej dziewczynie mówisz?
- Pewnie o tej nowej z Londynu – odezwała się Michelle nie odrywając wzroku od trzymanej książki. Michelle miała to do siebie, że lubiła wiedzieć wszystko o wszystkich i kiedyś Peter obawiał się, że to właśnie ona zda sobie jako pierwsza sprawę z tego, że ukrywał całkiem sporo przed większością osób. – Nazywa się Zina Mykos i, jak już mówiłam, przeniosła się do nas z Londynu. Jej ojciec jest jednym z prawników OsCorp, która wykupiła starą wieżę Starka.
- Skąd ty to wszy… - Ned urwał w pół słowa, gdyż drzwi do Sali otworzyły się przyciągając w swoją stronę spojrzenia wszystkich uczniów.
Po pomieszczeniu poniósł się pomruk zawodu, kiedy w przejściu stanął szczupły mężczyzna o szpakowatych włosach, ubrany w poplamiony fartuch laboratoryjny.
- Ja też się cieszę, że was wszystkich widzę – odpowiedział na ich pomruk pan Willis. – Zajmujcie miejsca i uciszcie się, proszę. Będziemy zaczynać.
Po laboratorium poniósł się kolejny pomruk niezadowolenia. Potrzeba było minuty bądź dwóch, żeby wszyscy w końcu usiedli na swoich miejscach i zapanowała względna cisza.
Pan Willis, wyciągnąwszy z biurka plik notatek, zaczął rozprawę o tym, jaki materiał mają zrealizować w rozpoczynającym się właśnie semestrze. Kilka osób dokładnie słuchało słów prowadzącego i notowała informacje o sposobie oceniania i zaliczania przedmiotu. Większość uczniów oddawała się przeglądaniu ulubionych stron internetowych na swoich komórkach i wymianie wiadomości między sobą. Peter, ciesząc się z braku uwagi innych, wyciągnął kartkę ze swoją tajemną recepturą na pajęczą sieć z zamiarem rozpoczęcia produkcji przy użyciu szkolnych odczynników.
Kiedy drzwi do sali otworzyły się po raz drugi, niewiele osób w pierwszym momencie zwróciło na to jakąkolwiek uwagę. Peter mimowolnie rzucił okiem w tamtą stronę. Już miał wrócić do swoich zajęć, gdy coś zmusiło go, żeby spojrzeć jeszcze raz.
W wejściu do pomieszczenia stały dwie osoby. Pierwszą z nich był uśmiechnięty dyrektor Morita. Mężczyzna, jak zwykle, ubrany był w nienaganny garnitur i lśniącą białą koszulę przyozdobioną tradycyjnym krawatem.
Obok niego stała dziewczyna. Najpewniej miała około 16 lat, skoro trafiła do tej właśnie sali w tym właśnie momencie. Wyglądała jednak na trochę młodszą niż pozostali uczniowie. Jej twarz była bardzo drobna i blada. Długie włosy były kasztanowe, związane w koński ogon. Ubrana była w prostą, kwiecistą sukienkę i lekki sweterek. Kiedy przeszła kilka kroków w głąb laboratorium okazało się, że na nogach ma trampki. Sznurówki butów ciągnęły się za nieznajomą, powodując, że wyglądała jak uosobienie niewinności.
- Panie Willis, przyprowadziłem nową uczennicę.
- Och! Świetnie, świetnie! Tak słyszałem, że grono uczniów ma się powiększyć! – Nauczyciel wyraźnie się ożywił. – Podejdź i przedstaw się wszystkim – nakazał, wskazując miejsce przed tablicą.
- To ja was już zostawię – zaproponował dyrektor i już miał się wycofać, gdy spojrzał z udawaną powagą na resztę klasy. – Grzecznie mi tam!
Drzwi zamknęły się za dyrektorem, który tym razem nie zyskał odpowiedniej uwagi od swoich uczniów. Wszyscy przyglądali się dziewczynie.
Nowa uczennica stanęła we wskazanym przez pana Willisa miejscu. Do brzucha przytulała naręcze książek i wyglądała na ewidentnie onieśmieloną sytuacją.
- Cześć. Nazywam się Zina Mykos. – Dziewczyna ewidentnie próbowała się uśmiechnąć, lecz nie za bardzo jej to wyszło.
- Skąd jesteś Zino? – zapytał Willis, chociaż szatynka wyglądała, jakby miała ochotę uciec ze swojego przymusowego miejsca.
- Z Londynu, proszę pana.
- Z Londynu? O matko, kawał świata przebyłaś, żeby do nas dotrzeć. Jak ci się podoba w Nowym Yorku?
- Jestem tutaj dopiero kilka dni. Na razie odsypiam.
Sala buchnęła śmiechem. Dziewczyna skuliła ramiona, jakby się wystraszyła nagłego dźwięku.
- No dobrze, dobrze. Mam nadzieję, że jak zobaczymy się za kilka dni będziesz miała kilka słów do powiedzenia na temat naszego miasta. Tak… - Willis rozejrzał się po pomieszczeniu. – Zdaje się, że przy ostatnim stole jest jeszcze miejsce. Możesz tam usiąść.
- Ooooo Parker i Cho będą mieli szansę z bliska sprawdzić, jak wygląda dziewczyna. Pewnie jeszcze za dobrze nie widzieli – krzyknął ktoś. Reszta zaśmiała się głośno w odpowiedzi.
Kiedy Zina zaczęła iść w stronę ostatniego stołu. Peter zaklął i zamknął szybkim kopniakiem szufladę stołu. Ned zakrył zeszytem kartkę z formułą na sieć i obaj uśmiechnęli się głupio.
Zina była już prawie przy stole, kiedy potknęła się o coś i runęła do przodu. W ostatniej chwili złapała się stołu. Peter zaklął pod nosem, kiedy zorientował się, że zaczął już unosić się z krzesełka, chcąc ją złapać.
Taka głupia sprawa miałaby go zdemaskować?
- Hej – bąknęła Zina siadając przy stole na środkowym miejscu. – Mam nadzieję, że nie będę przeszkadzać.
- No skąd! – rzucił Ned wyraźnie się rozpromieniając. – Na bank będzie nam się razem świetnie pracować. Nie, Pete?
- Mhm…
Pan Willis, uznając, że nie uda mu się już zwrócić uwagi uczniów swoim wywodem na temat przedmiotu, postanowił przejść do części praktycznej. Każda z grup dostała opis zadania do wykonania i uczniowie przystąpili do przeprowadzania prostych doświadczeń.
Zina zabrała się sprawnie do pracy. Pewnie chwytała kolejne probówki, kolby i pipety. Działali we trójkę nie rozmawiając. Każde z nich skupione było na swojej części zadania i krążących w głowie myślach.
Kiedy zajęcia dobiegły końca wszyscy zebrali swoje rzeczy i ruszyli do wyjścia.
Flash Thomson, który pozwolił sobie na niewybredny komentarz na temat ekipy z ostatniego stołu, nagle wywinął orła na śliskiej posadzce wzbudzając śmiech kolegów i koleżanek.
Zina się nie śmiała. Uśmiechnęła się tylko lekko pod nosem.

Jeszcze tylko półtorej godziny, pomyślał Peter patrząc na wielki zegar wiszący w sali gimnastycznej.
Wraz z Nedem siedział na trybunach obserwując część ćwiczących kolegów i koleżanek z klasy. Oni czekali na swoją kolej. Tego dnia w planach była wspinaczka po linie.
Od jakiegoś czasu nerwowo patrzył na wielki czasomierz nie mogąc się doczekać końca zajęć. W trakcie przerwy na lancz ustalił z Nedem, że zaraz po szkole znajdą spokojne miejsce, żeby Peter mógł wskoczyć w swój strój i ruszyć na miasto, zostawiając przyjacielowi plecak.
Parker nie zrażał się dotychczasowymi, drobnymi zadaniami bohatera, jakie wykonywał. Zgodnie ze swoim zwyczajem miał zamiar spędzić kilka popołudniowych godzin na patrolowaniu ulic z dachów budynków i wyłapywaniu drobnych przestępców.
- Czyli mam czekać na ciebie w kawiarni? – upewniał się po raz kolejny Ned. – Jesteś pewien, że nie byłoby lepiej, żebym poszedł do ciebie do domu.
- Nie – powtórzył po raz kolejny Peter. – Opcja ze stażem u Starka jest już nieaktualna, skoro wyprowadzili się z miasta. Musimy wymyślić sobie jakąś nową przykrywkę. Na razie będę mówić May, że pracujemy w bibliotece nad nowym projektem z angielskiego.
- Ok, jak chcesz. W sumie jest mi wszystko jedno. Tylko wiesz… Jak bym miał dostęp do komputera i internetu, to mógłbym ci jakoś może pomóc – nie dawał za wygraną przyjaciel.
- Nad tym też pomyślimy – obiecał Peter. – Znajdziemy jakiś sposób, żebyś mógł mi bardziej pomagać.
- Super! – Ned potarł dłońmi w wyrazie ogromnej ekscytacji.
Przez chwilę milczeli, kiedy Peter poczuł, że Ned szturcha go w ramię. Już chciał zapytać, o co chodzi tym razem ale zorientował się, że przyjaciel na coś wskazuje.
Chłopak spojrzał we wskazanym kierunku i zobaczył, że przy jednej z lin do swojej wspinaczki szykuje się Zina.
Dziewczyna, ubrana w regulaminowy strój do ćwiczeń, nie wyróżniała się zupełnie niczym na tle innych dziewcząt krążących w pobliżu. Właśnie rozciągała mięśnie, oceniając zawieszoną pod sufitem linę, która zwisała luźno przed nią.
- Ciekawe jak jej pójdzie. W sumie mało która z dziewczyn daje radę dalej niż do połowy. Jak myślisz, będzie lepsza? – Ned gadał jak najęty. – W sumie cheerleaderki mają całkiem niezłe wyniki. Ona nie wygląda na taką, która miałaby sobie dać radę.
- No, dziewczyno, dajesz – dopingował Trener. – Metoda się nie liczy, najważniejsze, żebyś doszła jak najwyżej.
Zina powiedziała coś w odpowiedzi, jednak jej delikatny głos zginął wśród szumu rozmów innych osób.
Trener zaśmiał się głośno, podsumowując w ten sposób odpowiedź swojej uczennicy.
- Zaczynaj!
Zina chwyciła linę jedną ręką powyżej jednego ze specjalnie przygotowanych supłów. Wszyscy spodziewali się, że podobnie jak większość uczniów, chwyci linę oburącz i wspierając się na nogach, zacznie pokonywać dystans supeł po suple aż dotrze do najwyższego, jaki była w stanie osiągnąć. Dziewczyna postanowiła zaskoczyć jednak wszystkich. Miękko odbiła się od ziemi. Wprawny ruchem podniosła nogi do góry i oplotła nimi linę w najwyższym punkcie, do którego mogła sięgnąć. Przez krótką chwilę zawisła w takiej pozie aby ostatecznie poluzować uścisk dłoni i siłą mięśni brzucha podnieść się do pozycji pionowej. Następnie rozpoczęła wspinaczkę. Nie trzymała jednak liny między nogami, a uczepiła się jej jedną nogą, pozwalając by gruby sznur prześlizgiwał się pod przygiętym kolanem. Bardzo szybko znalazła się na samej górze.
- Wow, niezła jest! – skomentował Ned.
- Popisuje się – zauważył z rozbawieniem Peter.
- Jak to?
- Mogła od początku wspinać się normalnie. Ten cały pic z wiszeniem do góry nogami to popisówka. Utrudniła sobie specjalnie zadanie, żeby pokazać, że jest silniejsza, niż się wydaje.
- Jesteś pewien?
Peter posłał przyjacielowi wymowne spojrzenie.
- Aaaaa…..  – Ned dopiero po chwili zrozumiał znaczenie tego spojrzenia. – No tak… Z pewnością wiesz co mówisz.  
Dziewczyna właśnie szła w ich kierunku uśmiechając się lekko. Stąpała miękko po lakierowanym parkiecie. Peter był pewien, patrząc na jej ruchy, że gdyby w pomieszczeniu panowała absolutna cisza, to kroki Ziny nie zakłóciłyby tej ciszy w najmniejszym nawet stopniu.
- Ej, Zina! – Anna dogoniła koleżankę. – A potrafisz zrobić salto?
Panna Mykos, w odpowiedzi, jedynie skinęła głową.
- Pokażesz?
Dziewczyn zrobiła trzy szybkie kroki w tył, a później wybiła się w górę i wykonawszy w powietrzu fikołka, wylądowała pewnie na dwóch nogach. Następnie zrobiła sprężysty krok w przód i wybijając się ponownie, zrobiła salto w przód.
- Nieźle! Fantastycznie. Słuchaj, nie chciałabym się może zapisać do naszego zespołu gimnastycznego?
- Hm… Dzięki za propozycję. Mam jednak dużo ustawionych zajęć. Musisz mi koniecznie powiedzieć, kiedy odbywają się treningi i zobaczę czy uda mi się je wcisnąć w mój plan dnia.

Chociaż odpowiedź skierowana była do Anny, Zina nie patrzyła na dziewczynę. Spod przymrużonych powiek czujnie przyglądała się dwóm chłopakom siedzącym na trybunach.

2 komentarze:

  1. Cześć,

    trafiłem tu trochę przez przypadek, bo przywiódł mnie tu tzw. marvel sense. Do rzeczy, bez zbędnego pisania przydługich wstępów.

    Zaczyna się to wszystko ciekawie. Pajęczak wciąż jest tylko nastolatkiem z nadludzkimi zdolnościami i ludzkimi problemami. I to jest bardzo na plus, bo nie ma sensu z takiej postaci robić na siłę filozofa z doświadczeniami dwóch wojen na skalę światową.

    O samej historii trudno mi jeszcze cokolwiek powiedzieć. Dziewczyna jest tajemnicza, popisuje się, jest wysportowana i trochę wredna/mściwa. Oraz bogata, co wnioskuję po posiadaniu prywatnego goryla oraz apartamentu w centrum stolicy. Będę oczekiwał rozwoju wydarzeń.

    I teraz trochę marudzenia. Wyłapałem kilka błędów w stylistyce. Może nie były specjalnie rażące, ale rzuciły mi się w oczy. Na pewno pisze się Spider-Man, podobnie Nowy Jork. Ale jeśli odpowiada Ci forma udostępniona w tekście, to nie będę się siłować :)

    No i może to ja się przyzwyczaiłem do większych wywodów, ale strasznie krótki ten rozdział jest.

    Ogólnie, całość na chwilę obecną jest na plus. Gdzieś w wolnej chwili będę wypatrywać nowości i - jeśli pozwoli mi na to czas - będę starał się zostawiać tu kilka słów od siebie.

    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć,

      Dzięki za miłe słowa. Fajnie, że pojawił się ktoś, kto już na początku historii zwrócił na nią uwagę.

      Jeśli chodzi o bohaterów będę starać się nie rozbić z nich na siłę nie wiadomo kogo. Chcę, żeby mieli swoje nastoletnie problemy i nastoletnia mentalność. Taki obraz właśnie spodobał mi się w filmie i chcę się tego trzymać.

      Spider-Man - tutaj sama miałam problem z tym, jak to będzie najlepiej zapisywać w tekście i chętnie zastosuję się do wskazówki, żeby jednak nie oddzielać.
      Nowy York - pisane jest w taki właśnie sposób po rozmowie z koleżanką, która jest na filologii angielskiej i zasugerowała, żeby jednak stosować taki zapis, a nie ten bardziej spolszczony. Uznałam, że w tej kwestii wie lepiej i lepiej się do tego zastosować.

      Jak w przyszłości znajdziesz jakieś błędy i będzie dość sił, żeby je wypisać - z pokorą przyjmę na klatę informację o ich istnieniu i dołożę starań, żeby więcej się nie pojawiły.

      Rozdziały są krótkie, bo na własnych i cudzych doświadczeniach bazując, uznałam, że większość osób czytających opowiadania na blogach woli taką formę. Dlatego będzie wszystko pocięte z zachowaniem sensu.
      Wolę dodać dwa rozdziały szybciej, niż jeden długi, jeśli spora część potencjalnych czytelników tak woli. Na pewno jednak nie będę na siłę odejmować z historii, żeby było krócej i szybciej.

      Co do głównej bohaterki mam na nią pewien pomysł. Teraz muszę się postarać, żeby nie uczynić z niej małej miss perfect. Knuję jak ją troszeczkę ośmieszyć. Bogactwo Ziny, a raczej jej rodziny, wynika tylko z tego, że potrzebowałam zbudować silne powiązanie z OsCorp. Wiadomo raczej, że jak ktoś jest ich zasłużonym pracownikiem i mocno wtajemniczonym to do biednych nie należy.

      Usuń