- Jak
było? Masz jakieś plany na najbliższy czas? Będziesz potrzebować swojego
człowieka z centrali? Przez ostatnie dwa tygodnie sprałeś komuś konkretnemu
tyłek?
Peter
zamknął szkolną szafkę i spojrzał na swojego przyjaciela z żądzą mordu malującą
się w ciemnych oczach.
Ned ostatnie
dwa tygodnie wakacji spędził poza Nowym Yorkiem. Przez ten czas był odcięty od
internetu, telefonu i wszelkich wiadomości o poczynaniach swojego najlepszego
kumpla Spider – Mana. Kiedy tylko wpadł na Petera w drodze do szkoły postanowi
nadrobić zaległości. Na razie jednak nie pozwalał dojść do słowa swojemu
najlepszemu przyjacielowi i sam wyrzucał z siebie grad pytań.
-
Jezu, Ned – Peter spojrzał na boki, chcąc upewnić się, że nikt nie przysłuchuje
się ich rozmowie. – Tyle razy prosiłem cię, żebyś był w tej sprawie cicho.
-
Ale ja muszę wiedzieć! – pulchny chłopak zaskomlał, składając ręce jak do
modlitwy. – Tyle czasu byłem poza miastem. Muszę wiedzieć, co się działo przez
ten czas.
-
Nic się nie działo – odparł Peter zgodnie z prawdą. – Od czasu tej sprawy… -
chłopak zamilkł na chwilę. – No, wiesz… -- zrobił nieokreślony ruch głową – to
w sumie wszystko w porządku. Jakoś czas leci.
- Szkoda,
ze Liz musiała się przez to przeprowadzić, co? Tak dobrze ci już szło.
-
Weź, daj spokój.
Sprawa
Liz i jej ojca była tematem, którego wolał nie poruszać. Wiedział, że w tamtym
czasie postąpił dobrze i za nic by nie zmienił swojej decyzji, jednak na wspomnienie
dziewczyny, która skradła jego serce, czuł dziwny uścisk w żołądku.
Szczególnie, że wiedział, iż więcej jej nie zobaczy.
Wspólnie
z Nedem weszli do laboratorium chemicznego i zajęli swoje miejsca przy jednym z długich stołów na samym końcu klasy. Pozostali
uczniowie powoli schodzili się na zajęcia. Większość z nich była niezwykle
rozemocjonowana spotkaniem znajomych po długiej przerwie.
Stół
przed Peterem i Nedem zajęły trzy rozgadane dziewczyny. Młody Parker ucieszył
się z tego powodu, gdyż tak bliska obecność osób postronnych oznaczała, że Ned
chociaż na chwilę przestanie zadawać uciążliwe pytania.
I
nie, nie chodzi o to, że Peter nie miał ochoty na nie odpowiadać. Jeśli tylko w
mieście wydarzyłoby się coś ciekawego, chętnie opisałby sytuację przyjacielowi
ze wszystkimi najdrobniejszymi szczegółami. Niestety, odkąd sprawa Sępa
zakończyła się pomyślnie, Spider – Man wrócił do łapania kieszonkowców, wandali
i młodocianych przestępców, którzy postanowili zaszaleć na ulicach miasta.
Przez dwa miesiące w Queens nie pojawiła się żadna gruba ryba warta szczególnej
uwagi.
Peter
mógł przez chwile cieszyć się uwielbieniem społeczeństwa, jakim został otoczony
Spider – Man. Nawet jeśli nikt nie wiedział, kto czai się za maską czerwono –
niebieskiego kostiumu, zainteresowanie ludzi pochlebiało Parkerowi. Minął
jednak pewien czas i chociaż nikt o bohaterze z sąsiedztwa nie zapomniał, to
wzbudzał on zdecydowanie mniej emocji.
-
Słyszałyście o tej nowej dziewczynie – odezwała się w końcu jedna z uczennic
siedzących przez Peterem i Nedem. Wszyscy w zasięgu słuchu zwrócili się w jej
stronę.
-
Anna, o jakiej dziewczynie mówisz?
-
Pewnie o tej nowej z Londynu – odezwała się Michelle nie odrywając wzroku od
trzymanej książki. Michelle miała to do siebie, że lubiła wiedzieć wszystko o
wszystkich i kiedyś Peter obawiał się, że to właśnie ona zda sobie jako
pierwsza sprawę z tego, że ukrywał całkiem sporo przed większością osób. –
Nazywa się Zina Mykos i, jak już mówiłam, przeniosła się do nas z Londynu. Jej
ojciec jest jednym z prawników OsCorp, która wykupiła starą wieżę Starka.
-
Skąd ty to wszy… - Ned urwał w pół słowa, gdyż drzwi do Sali otworzyły się
przyciągając w swoją stronę spojrzenia wszystkich uczniów.
Po
pomieszczeniu poniósł się pomruk zawodu, kiedy w przejściu stanął szczupły
mężczyzna o szpakowatych włosach, ubrany w poplamiony fartuch laboratoryjny.
- Ja
też się cieszę, że was wszystkich widzę – odpowiedział na ich pomruk pan
Willis. – Zajmujcie miejsca i uciszcie się, proszę. Będziemy zaczynać.
Po
laboratorium poniósł się kolejny pomruk niezadowolenia. Potrzeba było minuty
bądź dwóch, żeby wszyscy w końcu usiedli na swoich miejscach i zapanowała
względna cisza.
Pan
Willis, wyciągnąwszy z biurka plik notatek, zaczął rozprawę o tym, jaki
materiał mają zrealizować w rozpoczynającym się właśnie semestrze. Kilka osób
dokładnie słuchało słów prowadzącego i notowała informacje o sposobie oceniania
i zaliczania przedmiotu. Większość uczniów oddawała się przeglądaniu ulubionych
stron internetowych na swoich komórkach i wymianie wiadomości między sobą.
Peter, ciesząc się z braku uwagi innych, wyciągnął kartkę ze swoją tajemną
recepturą na pajęczą sieć z zamiarem rozpoczęcia produkcji przy użyciu
szkolnych odczynników.
Kiedy
drzwi do sali otworzyły się po raz drugi, niewiele osób w pierwszym momencie
zwróciło na to jakąkolwiek uwagę. Peter mimowolnie rzucił okiem w tamtą stronę.
Już miał wrócić do swoich zajęć, gdy coś zmusiło go, żeby spojrzeć jeszcze raz.
W
wejściu do pomieszczenia stały dwie osoby. Pierwszą z nich był uśmiechnięty
dyrektor Morita. Mężczyzna, jak zwykle, ubrany był w nienaganny garnitur i
lśniącą białą koszulę przyozdobioną tradycyjnym krawatem.
Obok
niego stała dziewczyna. Najpewniej miała około 16 lat, skoro trafiła do tej
właśnie sali w tym właśnie momencie. Wyglądała jednak na trochę młodszą niż
pozostali uczniowie. Jej twarz była bardzo drobna i blada. Długie włosy były
kasztanowe, związane w koński ogon. Ubrana była w prostą, kwiecistą sukienkę i
lekki sweterek. Kiedy przeszła kilka kroków w głąb laboratorium okazało się, że
na nogach ma trampki. Sznurówki butów ciągnęły się za nieznajomą, powodując, że
wyglądała jak uosobienie niewinności.
-
Panie Willis, przyprowadziłem nową uczennicę.
-
Och! Świetnie, świetnie! Tak słyszałem, że grono uczniów ma się powiększyć! –
Nauczyciel wyraźnie się ożywił. – Podejdź i przedstaw się wszystkim – nakazał,
wskazując miejsce przed tablicą.
- To
ja was już zostawię – zaproponował dyrektor i już miał się wycofać, gdy
spojrzał z udawaną powagą na resztę klasy. – Grzecznie mi tam!
Drzwi
zamknęły się za dyrektorem, który tym razem nie zyskał odpowiedniej uwagi od
swoich uczniów. Wszyscy przyglądali się dziewczynie.
Nowa
uczennica stanęła we wskazanym przez pana Willisa miejscu. Do brzucha
przytulała naręcze książek i wyglądała na ewidentnie onieśmieloną sytuacją.
-
Cześć. Nazywam się Zina Mykos. – Dziewczyna ewidentnie próbowała się
uśmiechnąć, lecz nie za bardzo jej to wyszło.
-
Skąd jesteś Zino? – zapytał Willis, chociaż szatynka wyglądała, jakby miała
ochotę uciec ze swojego przymusowego miejsca.
- Z
Londynu, proszę pana.
- Z
Londynu? O matko, kawał świata przebyłaś, żeby do nas dotrzeć. Jak ci się
podoba w Nowym Yorku?
-
Jestem tutaj dopiero kilka dni. Na razie odsypiam.
Sala
buchnęła śmiechem. Dziewczyna skuliła ramiona, jakby się wystraszyła nagłego
dźwięku.
- No
dobrze, dobrze. Mam nadzieję, że jak zobaczymy się za kilka dni będziesz miała
kilka słów do powiedzenia na temat naszego miasta. Tak… - Willis rozejrzał się
po pomieszczeniu. – Zdaje się, że przy ostatnim stole jest jeszcze miejsce.
Możesz tam usiąść.
-
Ooooo Parker i Cho będą mieli szansę z bliska sprawdzić, jak wygląda
dziewczyna. Pewnie jeszcze za dobrze nie widzieli – krzyknął ktoś. Reszta zaśmiała
się głośno w odpowiedzi.
Kiedy
Zina zaczęła iść w stronę ostatniego stołu. Peter zaklął i zamknął szybkim
kopniakiem szufladę stołu. Ned zakrył zeszytem kartkę z formułą na sieć i obaj
uśmiechnęli się głupio.
Zina
była już prawie przy stole, kiedy potknęła się o coś i runęła do przodu. W
ostatniej chwili złapała się stołu. Peter zaklął pod nosem, kiedy zorientował
się, że zaczął już unosić się z krzesełka, chcąc ją złapać.
Taka
głupia sprawa miałaby go zdemaskować?
-
Hej – bąknęła Zina siadając przy stole na środkowym miejscu. – Mam nadzieję, że
nie będę przeszkadzać.
- No
skąd! – rzucił Ned wyraźnie się rozpromieniając. – Na bank będzie nam się razem
świetnie pracować. Nie, Pete?
-
Mhm…
Pan
Willis, uznając, że nie uda mu się już zwrócić uwagi uczniów swoim wywodem na
temat przedmiotu, postanowił przejść do części praktycznej. Każda z grup
dostała opis zadania do wykonania i uczniowie przystąpili do przeprowadzania
prostych doświadczeń.
Zina
zabrała się sprawnie do pracy. Pewnie chwytała kolejne probówki, kolby i
pipety. Działali we trójkę nie rozmawiając. Każde z nich skupione było na
swojej części zadania i krążących w głowie myślach.
Kiedy
zajęcia dobiegły końca wszyscy zebrali swoje rzeczy i ruszyli do wyjścia.
Flash
Thomson, który pozwolił sobie na niewybredny komentarz na temat ekipy z
ostatniego stołu, nagle wywinął orła na śliskiej posadzce wzbudzając śmiech
kolegów i koleżanek.
Zina
się nie śmiała. Uśmiechnęła się tylko lekko pod nosem.
Jeszcze tylko półtorej godziny, pomyślał
Peter patrząc na wielki zegar wiszący w sali gimnastycznej.
Wraz
z Nedem siedział na trybunach obserwując część ćwiczących kolegów i koleżanek z
klasy. Oni czekali na swoją kolej. Tego dnia w planach była wspinaczka po
linie.
Od
jakiegoś czasu nerwowo patrzył na wielki czasomierz nie mogąc się doczekać
końca zajęć. W trakcie przerwy na lancz ustalił z Nedem, że zaraz po szkole
znajdą spokojne miejsce, żeby Peter mógł wskoczyć w swój strój i ruszyć na
miasto, zostawiając przyjacielowi plecak.
Parker
nie zrażał się dotychczasowymi, drobnymi zadaniami bohatera, jakie wykonywał.
Zgodnie ze swoim zwyczajem miał zamiar spędzić kilka popołudniowych godzin na
patrolowaniu ulic z dachów budynków i wyłapywaniu drobnych przestępców.
-
Czyli mam czekać na ciebie w kawiarni? – upewniał się po raz kolejny Ned. –
Jesteś pewien, że nie byłoby lepiej, żebym poszedł do ciebie do domu.
-
Nie – powtórzył po raz kolejny Peter. – Opcja ze stażem u Starka jest już
nieaktualna, skoro wyprowadzili się z miasta. Musimy wymyślić sobie jakąś nową
przykrywkę. Na razie będę mówić May, że pracujemy w bibliotece nad nowym
projektem z angielskiego.
-
Ok, jak chcesz. W sumie jest mi wszystko jedno. Tylko wiesz… Jak bym miał
dostęp do komputera i internetu, to mógłbym ci jakoś może pomóc – nie dawał za
wygraną przyjaciel.
-
Nad tym też pomyślimy – obiecał Peter. – Znajdziemy jakiś sposób, żebyś mógł mi
bardziej pomagać.
-
Super! – Ned potarł dłońmi w wyrazie ogromnej ekscytacji.
Przez
chwilę milczeli, kiedy Peter poczuł, że Ned szturcha go w ramię. Już chciał
zapytać, o co chodzi tym razem ale zorientował się, że przyjaciel na coś
wskazuje.
Chłopak
spojrzał we wskazanym kierunku i zobaczył, że przy jednej z lin do swojej
wspinaczki szykuje się Zina.
Dziewczyna,
ubrana w regulaminowy strój do ćwiczeń, nie wyróżniała się zupełnie niczym na
tle innych dziewcząt krążących w pobliżu. Właśnie rozciągała mięśnie, oceniając
zawieszoną pod sufitem linę, która zwisała luźno przed nią.
-
Ciekawe jak jej pójdzie. W sumie mało która z dziewczyn daje radę dalej niż do
połowy. Jak myślisz, będzie lepsza? – Ned gadał jak najęty. – W sumie
cheerleaderki mają całkiem niezłe wyniki. Ona nie wygląda na taką, która
miałaby sobie dać radę.
-
No, dziewczyno, dajesz – dopingował Trener. – Metoda się nie liczy,
najważniejsze, żebyś doszła jak najwyżej.
Zina
powiedziała coś w odpowiedzi, jednak jej delikatny głos zginął wśród szumu
rozmów innych osób.
Trener
zaśmiał się głośno, podsumowując w ten sposób odpowiedź swojej uczennicy.
-
Zaczynaj!
Zina
chwyciła linę jedną ręką powyżej jednego ze specjalnie przygotowanych supłów.
Wszyscy spodziewali się, że podobnie jak większość uczniów, chwyci linę oburącz
i wspierając się na nogach, zacznie pokonywać dystans supeł po suple aż dotrze
do najwyższego, jaki była w stanie osiągnąć. Dziewczyna postanowiła zaskoczyć
jednak wszystkich. Miękko odbiła się od ziemi. Wprawny ruchem podniosła nogi do
góry i oplotła nimi linę w najwyższym punkcie, do którego mogła sięgnąć. Przez
krótką chwilę zawisła w takiej pozie aby ostatecznie poluzować uścisk dłoni i
siłą mięśni brzucha podnieść się do pozycji pionowej. Następnie rozpoczęła
wspinaczkę. Nie trzymała jednak liny między nogami, a uczepiła się jej jedną
nogą, pozwalając by gruby sznur prześlizgiwał się pod przygiętym kolanem.
Bardzo szybko znalazła się na samej górze.
-
Wow, niezła jest! – skomentował Ned.
-
Popisuje się – zauważył z rozbawieniem Peter.
-
Jak to?
-
Mogła od początku wspinać się normalnie. Ten cały pic z wiszeniem do góry
nogami to popisówka. Utrudniła sobie specjalnie zadanie, żeby pokazać, że jest
silniejsza, niż się wydaje.
-
Jesteś pewien?
Peter
posłał przyjacielowi wymowne spojrzenie.
-
Aaaaa….. – Ned dopiero po chwili
zrozumiał znaczenie tego spojrzenia. – No tak… Z pewnością wiesz co mówisz.
Dziewczyna
właśnie szła w ich kierunku uśmiechając się lekko. Stąpała miękko po
lakierowanym parkiecie. Peter był pewien, patrząc na jej ruchy, że gdyby w
pomieszczeniu panowała absolutna cisza, to kroki Ziny nie zakłóciłyby tej ciszy
w najmniejszym nawet stopniu.
-
Ej, Zina! – Anna dogoniła koleżankę. – A potrafisz zrobić salto?
Panna
Mykos, w odpowiedzi, jedynie skinęła głową.
-
Pokażesz?
Dziewczyn
zrobiła trzy szybkie kroki w tył, a później wybiła się w górę i wykonawszy w
powietrzu fikołka, wylądowała pewnie na dwóch nogach. Następnie zrobiła
sprężysty krok w przód i wybijając się ponownie, zrobiła salto w przód.
-
Nieźle! Fantastycznie. Słuchaj, nie chciałabym się może zapisać do naszego
zespołu gimnastycznego?
-
Hm… Dzięki za propozycję. Mam jednak dużo ustawionych zajęć. Musisz mi
koniecznie powiedzieć, kiedy odbywają się treningi i zobaczę czy uda mi się je
wcisnąć w mój plan dnia.
Chociaż
odpowiedź skierowana była do Anny, Zina nie patrzyła na dziewczynę. Spod
przymrużonych powiek czujnie przyglądała się dwóm chłopakom siedzącym na
trybunach.
Cześć,
OdpowiedzUsuńtrafiłem tu trochę przez przypadek, bo przywiódł mnie tu tzw. marvel sense. Do rzeczy, bez zbędnego pisania przydługich wstępów.
Zaczyna się to wszystko ciekawie. Pajęczak wciąż jest tylko nastolatkiem z nadludzkimi zdolnościami i ludzkimi problemami. I to jest bardzo na plus, bo nie ma sensu z takiej postaci robić na siłę filozofa z doświadczeniami dwóch wojen na skalę światową.
O samej historii trudno mi jeszcze cokolwiek powiedzieć. Dziewczyna jest tajemnicza, popisuje się, jest wysportowana i trochę wredna/mściwa. Oraz bogata, co wnioskuję po posiadaniu prywatnego goryla oraz apartamentu w centrum stolicy. Będę oczekiwał rozwoju wydarzeń.
I teraz trochę marudzenia. Wyłapałem kilka błędów w stylistyce. Może nie były specjalnie rażące, ale rzuciły mi się w oczy. Na pewno pisze się Spider-Man, podobnie Nowy Jork. Ale jeśli odpowiada Ci forma udostępniona w tekście, to nie będę się siłować :)
No i może to ja się przyzwyczaiłem do większych wywodów, ale strasznie krótki ten rozdział jest.
Ogólnie, całość na chwilę obecną jest na plus. Gdzieś w wolnej chwili będę wypatrywać nowości i - jeśli pozwoli mi na to czas - będę starał się zostawiać tu kilka słów od siebie.
Pozdrawiam i życzę weny :)
Cześć,
UsuńDzięki za miłe słowa. Fajnie, że pojawił się ktoś, kto już na początku historii zwrócił na nią uwagę.
Jeśli chodzi o bohaterów będę starać się nie rozbić z nich na siłę nie wiadomo kogo. Chcę, żeby mieli swoje nastoletnie problemy i nastoletnia mentalność. Taki obraz właśnie spodobał mi się w filmie i chcę się tego trzymać.
Spider-Man - tutaj sama miałam problem z tym, jak to będzie najlepiej zapisywać w tekście i chętnie zastosuję się do wskazówki, żeby jednak nie oddzielać.
Nowy York - pisane jest w taki właśnie sposób po rozmowie z koleżanką, która jest na filologii angielskiej i zasugerowała, żeby jednak stosować taki zapis, a nie ten bardziej spolszczony. Uznałam, że w tej kwestii wie lepiej i lepiej się do tego zastosować.
Jak w przyszłości znajdziesz jakieś błędy i będzie dość sił, żeby je wypisać - z pokorą przyjmę na klatę informację o ich istnieniu i dołożę starań, żeby więcej się nie pojawiły.
Rozdziały są krótkie, bo na własnych i cudzych doświadczeniach bazując, uznałam, że większość osób czytających opowiadania na blogach woli taką formę. Dlatego będzie wszystko pocięte z zachowaniem sensu.
Wolę dodać dwa rozdziały szybciej, niż jeden długi, jeśli spora część potencjalnych czytelników tak woli. Na pewno jednak nie będę na siłę odejmować z historii, żeby było krócej i szybciej.
Co do głównej bohaterki mam na nią pewien pomysł. Teraz muszę się postarać, żeby nie uczynić z niej małej miss perfect. Knuję jak ją troszeczkę ośmieszyć. Bogactwo Ziny, a raczej jej rodziny, wynika tylko z tego, że potrzebowałam zbudować silne powiązanie z OsCorp. Wiadomo raczej, że jak ktoś jest ich zasłużonym pracownikiem i mocno wtajemniczonym to do biednych nie należy.