niedziela, 3 września 2017

Część II: Rozdział I

Zina przetarła zaparowane lustro dłonią. Przez moment, z beznamiętnym wyrazem twarzy, przyglądała się własnemu odbiciu.
Trzy dni temu, wspólnie z Peterem, zatrzymali ludzi odpowiedzialnych za napad na bank. Tak przynajmniej brzmiała oficjalna wersja. Zina miała wrażenie, jakby wcale nie brała udziału w akcji. Od dłuższego czasu towarzyszyło jej uczucie poniżenia i zawodu własnymi umiejętnościami.
Kiedy próbowała zatrzymać samochód zemdlała. Ot, tak zwyczajnie. Prosta czynność, mogąca okazać się nic nieznaczącą drobnostką w porównaniu do przyszłych potyczek, kosztowała ją tak wiele wysiłku, że przeciążone ciało odmówiło posłuszeństwa i w najmniej odpowiednim momencie przestało funkcjonować.
Nie pamiętała wiele z tego dnia. Wiedziała, że walczyła z rabusiami, że chciała ich zatrzymać. Pamiętała niebieską furgonetkę. Po tym, jak zaczęła ją gonić, wszystko zlewało się w jedną, niewyraźną masę. Chłopcy powiedzieli jej dokładnie, co się stało. Mogła nawet zobaczyć nagranie z całej akcji, jakie zarejestrował strój Petera. Chłopak dokładnie ją obserwował w momencie, kiedy zmagała się z przeciwnikami i teraz miała możliwość przeanalizowania swoich działań klatka po klatce. Sama jednak nie pamiętała wiele.
Obudziła się we własnym pokoju, w swoim łóżku, do którego została zaniesiona. Możliwe, że gdyby na tym się skończyło, nie byłaby taka rozżalona całą sprawą. Niestety, to nie był koniec nieprzyjemności. Czuła się słaba. Jej ciało potrzebowało całego dnia i dużej ilości energii, zanim była w stanie normalnie funkcjonować. Nie mówiąc o korzystaniu ze swoich mocy. Nawet jej wyostrzone zmysły zdawały się stracić na sile. Przez to wszystko, przez prawie dobę, czuła się jak głuchy ślepiec próbujący przemieszczać się po omacku po nieznanym sobie terenie.
Chciała się poprawić. Bolała ją świadomość tego, że nawet w małym stopniu nie dorównuje Peterowi. Nie sądziła wcześniej, że okaże się tak sprawna w walce jak on. On miał coś, co było niezwykle cenne, a czego jej brakowało – doświadczenie. Nie przypuszczała jednak, że kiedy przyjdzie do pierwszej poważniejszej akcji, zawiedzie się tak bardzo na własnych umiejętnościach.
Nie miała zielonego pojęcia, jak zabrać się do poprawienia swojej sprawności. Nie miała pojęcia, jak powinna wzmocnić swoje umiejętności i co gorsza, nie miała nikogo, do kogo mogłaby się zwrócić ze swoim problemem.
Czuła się źle.
Odgarnęła przez ramię mokre włosy. Powinna się szykować na kolejny dzień  w szkole. Nie miała jednak najmniejszej ochoty na spotkanie twarzą w twarz z Peterem. Była pewna, że chłopak uzna ją za znacznie gorszą od siebie i stanie się dla niego bardziej zawalidrogą niż pomocniczką, którą tak bardzo chciała się stać.
Kiedy nachyliła się nad umywalką, zdała sobie sprawę z tego, że białą ceramikę przyozdabiają czerwone plamy krwi.
Spojrzała ponownie w lustro i zobaczyła, że po raz kolejny w ciągu ostatnich dni dostała krwotoku z nosa.
- Pięknie, po prostu pięknie!
Była na siebie wściekła.

Peter stał przed szafą. Chociaż zdawał się przyglądać równo pokładanym na półkach ubraniom, to myślami był daleko.
Przez ostatnie dni nieustannie wracał w swojej głowie do wydarzeń mających miejsce przed bankiem, gdzie wspólnie z Ziną zatrzymali uczestników napadu. No, taka była przynajmniej wersja oficjalna. Tak naprawdę gdyby nie obecność Ziny, to pewnie czterech napastników uciekłoby furgonetką. Może udałoby mu się ich złapać po pogoni przez dużą część miasta, a może nie.
Musiał przyznać, że moc Ziny zrobiła na nim duże wrażenie. Do tej pory sądził, że telekineza, o której wspominała Mykos, była jedynie przyjemnym dodatkiem do jej wszechstronnego treningu i stanowi raptem niewielkie wsparcie. Kiedy jednak dziewczyna siłą swojego umysłu zatrzymała ważącą kilka ton furgonetkę, nabierającą rozpędu… Cóż, to nie było byle co.
Wiedział oczywiście, że ten popis siły nie skończył się dla samej zainteresowanej najlepiej. W końcu to on musiał zabrać ją z miejsca zdarzenia i dostarczyć do domu w taki sposób, żeby nikt się nie zorientował, co w zasadzie się wydarzyło. Sądził jednak, że gdyby dziewczyna częściej korzystała ze swoich niecodziennym umiejętności, to miałby one szanse się rozwinąć i mogłyby się stać niebezpieczną bronią.
Pokręcił głową. Teraz nie powinien myśleć o mocach Ziny. Powinien zastanowić się nad własnymi umiejętnościami.
Nie mógł darować sobie tego, co stało się pod bankiem. Musiał przyznać sam przed sobą, że był przesadnie pewien swoich umiejętności. Spotkanie z wcześniejszym, znacznie groźniejszym przeciwnikiem, napełniło go wiarą we własne możliwości. Teraz, przez to, że nie był w stanie dość szybko poradzić sobie z jednym osobnikiem, reszta przestępców miała szansę na ucieczkę. Szansę tę by najpewniej wykorzystali, gdyby nie Zina.
Dodatkowo martwiła go jedna rzecz… Policji udało się aresztować jedynie trzech z pięciu napastników. Dwójka, która została obezwładniona przy pomocy sieci, jakimś cudem uciekła z miejsca zbrodni. Peter nie rozumiał, jak to było możliwe. Sieć powinna wytrzymać znacznie większe przeciążenia i niemożliwym było, żeby ktoś dysponujący normalną dla zwykłego człowieka siłą wydostał się z niej.
Popełnił gdzieś błąd? Pomylił recepturę? Przygotowana mieszanka zbyt długo czekała na użycie i straciła na swoich właściwościach? Rabusie spodziewali się, że Spider-Man przybędzie na ratunek i powzięli odpowiednie środki ostrożności. Jezuuu…..! Czy istniały ogólnodostępne środki rozpuszczające pajęczą sieć?
Nie mógł zrozumieć, co poszło nie tak. To go bardzo niepokoiło.
Cóż, musiał przyznać, że był zły na siebie.
Szarpnął najbliższą koszulkę. Niestety przez ogarniającą go złość włożył w to zbyt wiele siły. Materiał zaczepił się o wystający zawias drzwi. Dźwięk drącego materiału wypełnił trwającą w pomieszczeniu ciszę.
- Pięknie, po prostu pięknie.
Był na siebie wściekły.

Pomiędzy modelem Gwiazdy Śmierci, miniaturowym Sokołem Milenium, stosem podręczników i zapasem butelek wody, na biurku znalazło się jeszcze miejsce na jedną, najważniejszą w tym momencie rzecz – dużego laptopa.
Ned kręcił się lekko na krześle. To w prawo, to w lewo. Nie zwracał jednak najmniejszej uwagi na ruchy własnego ciała. Zawsze tak się kręcił, kiedy skupiał się nad czymś niezwykle mocno.
Teraz jego uwagę przykuwał ciąg znaków, cyfr i liter widoczny na monitorze. Różnokolorowe robaczki przesuwały się po czarny ekranie. Skomplikowany system, do którego próbował się dostać Ned, protestował przed obecnością niepożądanej osoby. Cho był jednak niestrudzony. Z niemałą wprawą przeskakiwał przez kolejne cybernetyczne mury stojące mu na drodze.
- Ned, wstawaj, pora się zbierać! – Przytłumiony głos matki dotarł do niego, jednak nie zrozumiał żadnych słów. – Ned, słyszałeś?
Co? O co chodzi?
Zajęło mu chwilę, nim zorientował się, że nastał nowy dzień, a on całą noc spędził pochylony nad klawiaturą komputera. Niedobrze. Jeszcze nie udało mu się osiągnąć celu, a czas, którym dysponował, właśnie niebezpiecznie się skurczył do absolutnego minimum.
- Ned! Ned, co z tobą?
- Już wstaję, mamo! – zawołał na odczepnego.
Szybko, musiał skończyć, musiał!
Znaki na ekranie przesunęły się o kilka linijek. Chłopak zamarł patrząc na wyświetlający się komunikat.
Kiedy zrozumiał, co się stało, uśmiechnął się pod nosem.
Był bardzo z siebie zadowolony.

Schodząc po schodach, Zina zdała sobie sprawę z tego, że ktoś znajduje się w biurze jej ojca, znajdującym się w głębi długiego korytarza.
Przystanęła na chwilę, żeby spojrzeć na zegarek. Była siódma rano. Chociaż dla niej samej taka godzina zdawała się być najbardziej bezbożną porą, jej ojciec zawsze był rannym ptaszkiem. Kiedy ona wychodziła do szkoły, to on już dano był w biurze i pracował nad kolejnymi projektami zleconymi mu przez firmę.
Zsunęła z ramienia torbę, którą miała ze sobą i ruszyła w stronę gabinetu. Chciała się dowiedzieć, czy to faktycznie jej ojciec znajdował się w pomieszczeniu. Dodatkowo liczyła, że jeśli to był on, to uda się jej zaspokoić własną ciekawość w temacie, dlaczego znajdował się jeszcze w domu o tak późnej dla siebie porze.
Uchyliła drzwi prowadzące do gabinetu i tak cicho jak mogła rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia.
Arystion Mykos właśnie wykładał plik dokumentów na swoje biurko. Po wymiętej koszuli, którą miał na sobie, lekkim zaroście widocznym na policzkach i workach pod oczami poznała, że ojciec nie był jeszcze w pracy, gdyż dopiero z niej wrócił.
Zina przyzwyczaiła się do tego, że jej ojciec spędzał w domu niewiele czasu. Odkąd jej matka zginęła w wypadku, ojciec pilnował, żeby Zinie niczego nie zabrakło. Zdawał się jednak zapominać o najważniejszej rzeczy – własnym towarzystwie. Na początku wracał z biura w bardzo późnych godzinach. Z czasem jednak, kiedy Zina weszła w wiek nastoletni, długie wieczory przekształciły się w całe noce. Później jedna noc potrafiła stać się kilkoma dniami.
Kiedy zastanowiła się nad sprawą dokładniej, zorientowała się, że nie widziała ojca od prawie czterech dni. Nie, żeby go szukała. Sama była zaabsorbowana własnymi sprawami. W obecnych okolicznościach nawet cieszyła się, że ma taką swobodę w działaniu i nikt nie sprawdza dokładnie, co takiego robiła. Cztery dni to jednak było wyjątkowo długo, nawet jak na nich. Szczególnie, że ojciec nie informował jej, że będzie nieobecny przez dłuższy czas.
- Tato – odezwała się, zwracając na siebie jego uwagę.
Mężczyzna podniósł głowę znad papierów i uśmiechnął się słabo na jej widok.
- Zina, jejku, jak dawno cię nie widziałem.
Weszła w głąb pomieszczenia i podeszła do mężczyzny. Pozwoliła, żeby objął ją ramieniem i przytuliła się do niego ufnie.
- Co się stało, że tak długo cię nie było?
- Przepraszam, kochanie. – Zrobił zbolałą minę. – Dwa dni temu dostałem dość nietypową jak na OsCorp sprawę. Pochłonęła mnie zupełnie. Przepraszam…
Uśmiechnęła się jedynie lekko w odpowiedzi. Znała swojego ojca na tyle dobrze, że wiedziała, iż miał wyrzuty sumienia z powodu tego, że był nieobecny przez tyle czasu. Ba! Zina przypuszczała nawet, że miał wyrzuty sumienia z tego powodu, że generalnie poświęcał jej mało uwagi. Ona jednak rozumiała doskonale dlaczego tak się działo. Gdyby miała kiedyś zapomnieć, wystarczyłoby, żeby spojrzała w lustro.
Wiele razy chciała mu powiedzieć, że nic nie szkodzi. Chciała mu powiedzieć, żeby nie zadręczał wyrzutami sumienia, które wyczuwała niemalże za każdym razem, kiedy byli blisko siebie. Wiedziała, że ją kochał. Wiedziała, że dbał o nią. I wiedziała, ze to wystarczało, żeby była szczęśliwa na tyle, na ile mogła być.
- Co to za sprawa, tato?
Nie była specjalnie zainteresowana tym, co działo się w OsCorp. Miała jednak nadzieję, że jeśli zwróci uwagę na pracę ojca, to ten przestanie zaprzątać sobie głową nieprzyjemnymi myślami.
- Krewny jednej z naszych czołowych inżynierów postanowił napaść na bank. Niestety, nie wszystko poszło tak, jak się spodziewał. Został aresztowany. On i jego dwóch równie inteligentnych współpracowników. Norman uznał, że odpowiednim gestem będzie zapewnienie nieco nieoficjalnego wsparcia naszej pani inżynier i poprosił mnie, żebym reprezentował jej brata w tej sprawie.
Zina niemalże poczuła, jak kolejne trybiki w jej głowie zaczynają pracować ze zdwojoną mocą.
- Napad na bank? Czy to mieści się w twoich kompetencjach, tato? Zawsze myślałam, że jesteś głównie człowiekiem od pilnowania papierologii w firmie.
Zaśmiał się lekko. Zmarszczył nos, dokładnie tym samym gestem, który jego córka odziedziczyła po nim.
- Też tak sądziłem – przyznał Arystion. – Jak widać jednak Norman pokłada wiarę, że jestem w stanie skutecznie zająć się taką sprawą. Ponoć żadna kancelaria w mieście nie chciała brać udziału w sprawie. W zatrzymacie rabusiów wplątał się Spider-Man. Ostatnio jest ulubieńcem Nowego Yorku i większość firm obawia się złej prasy w takim wypadku.
- Rozumiem, czarny PR i te sprawy. – Pokiwała głową, chcąc sobie dać czas na przyswojenie wszystkich zasłyszanych informacji. - Mam nadzieję, że sobie poradzisz i nie będziesz miał przez tę sprawę żadnych problemów.
- Ja też, dziecko, ja też. – Zamyślił się na chwilę. – A ty przypadkiem nie powinnaś szykować się do szkoły?
Zina potwierdziła skinieniem głowy.
 - Powinnam.
- Zatem szykuj się. Już cię tutaj nie ma!
Wiedziała, że żartował sobie. Kiedy jednak nachylił się, żeby pocałować ją w czubek głowy, a później wypuścił z uścisku, szybko opuściła pomieszczenie.
Spieszyła się i to wcale nie do szkoły.
Kiedy tylko wyszła z kamienicy wyciągnęła telefon i wybrała z pamięci jednej z numerów.

Ned poczuł, że jego telefon wibruje w kieszeni spodni. Wyciągając urządzenie, spodziewał się zobaczyć, że to Peter próbuje się z nim skontaktować. Kiedy jednak na wyświetlaczu, zamiast wykrzywionej w zabawnym grymasie twarzy przyjaciela, dostrzegł zdjęcie Ziny, jego serce zabiło szybciej. Domyślał się, że dziewczyna nie dzwoni do niego na poranną pogawędkę o pogodzie.
- Coś się stało? -  rzucił do słuchawki bez powitania.
- Ned, jak dobrze, że odebrałeś. Jesteś już w drodze do szkoły?
Skinął głową. Po chwili upomniał sam siebie i rzucił:
- Tak.
- Słuchaj, dowiedziałam się o czymś nader interesującym. Powiedz, proszę, że udało się zdobyć te nagrania, o których ostatnio rozmawialiśmy.
- Mam je – zapewnił szybko. Nie miał pojęcia o jakim problemie mówiła Zina. Nie podobało mu się jednak jej zdenerwowanie, które wyraźnie wyczuwał w głosie. – Są na serwerze, tak jak chcieliśmy.
- Czy jak będziemy w szkole, będzie możliwość, żeby ściągnąć je na nasze telefony?
- Tak, jasne. Da się zrobić. Ale czy to nie może poczekać?
- Nie, jak się okazuje, nie może. Wytłumaczę wam o co chodzi, jak już się spotkamy w szkole.
Zina rozłączyła się bez pożegnania.
Kiedy Ned mocował się z telefonem, który nie chciał posłusznie wrócić do kieszeni, prawie wpadł na Petera.
- Coś się stało – zapytał Parker. – Masz minę, jakbyś jakiegoś ducha zobaczył.
- Zina właśnie do mnie dzwoniła. Ponoć musimy pilnie porozmawiać w jakiejś sprawie.

Peter zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia o co chodziło. Nie podobało mu się jednak zdenerwowanie, które usłyszał w głosie przyjaciela.